wtorek, 4 kwietnia 2017

Janina Buchholtzowa

O Janine Buchholtzowej, tłumaczce aktywnej głównie w okresie międzywojennym, wspominałem na blogu już parokrotnie: raz przy okazji powieści The Lamplighter autorstwa Marii Susanny Cummins, którą Buchholtzowa – po raz drugi zresztą – przełożyła na polski jako Latarnika (wznowienie z 1993 roku w Novus Orbis wydane zostało jako Tajemnica Gerty), ponownie jako tłumaczkę Różyczki (Rose in Bloom) Louisy May Alcott przy okazji omówienia kuriozum wydawniczego pod nazwą Rosalynn z 1992 roku.

Nazwisko tej tłumaczki napotykam dość często w katalogach tudzież zestawieniach tłumaczeń literatury popularnej z okresu międzywojennego, która w lwiej części wznawiana była po 1989 roku. Oprócz wspomnianych tytułów pani Janina przełożyła również dzieła następujących pisarzy, o których albo pisałem albo będę pisał na moim blogu: Eugenia Marlitt (Księżniczka wrzosów, Panienka ze starego młyna, Hrabianka Gizela), E.M. Dell (Dziki motyl, Trefniś królowej, Władca), Edgar Wallace (Sandi, twórca królów, Gniazdo występku); autorstwo przekładu przypisano jej również mylnie w przypadku wznowienia Złotej Elżuni Eugenii Marlitt przez wydawnictwo Ethos z 2000 roku (wydawca pomylił ją z Zofią Bukowiecką, wprowadzając już na zawsze błąd do niezliczonych katalogów bibliotecznych). Nietrudno zauważyć, iż dzieła tych samych autorów spolszczali również Marceli Tarnowski czy Janina Zawisza-Krasucka, o których pisaliśmy wspólnie z Agnieszką Maruszewską z blogu Pokrewne dusze. Jakże mały, a jednak obszerny (i niekiedy nieprzenikniony!) jest świat tej popularnej w międzywojniu literatury...

Przyczynkiem do stworzenia tego wpisu było dla mnie mile zaskakujące natrafienie na postać pani Janiny w powieści-reportażu Azyl. Opowieść o Żydach ukrywanych w warszawskim zoo (tytuł oryginalny: The Zookeeper’s Wife. A War Story, 2007) autorstwa Amerykanki Diane Ackerman. Do sięgnięcia po ten tytuł zachęcił mnie film, który w minionym tygodniu wszedł u nas na ekrany kin. Okazało się, że ta poruszająca opowieść o działalności Jana i Antoniny Żabińskich, dyrektorostwa warszawskiego ogrodu zoologicznego, na rzecz ukrywania Żydów zbiegłych z warszawskiego getta oparta została na tej właśnie książce, przy okazji  filmu wznowionej. Pierwsze wydanie ukazało się już w 2009 roku w Świecie Książki, a autorką tłumaczenia jest Olga Zienkiewicz.

Plakat reklamujący w Polsce film Azyl (2017)

W rozdziale 28 natrafiłem na bardzo wyczerpujące relacje dotyczące pani Buchholtzowej, z których najistotniejsze wiadomości przytaczam poniżej dla zainteresowanych. W filmie w reżyserii Niki Caro postać pani Janiny wprawdzie nie zostaje przywołana (a szkoda!), jednak dzieło to z pewnością wypada mi polecić wszystkim zainteresowanym tematyką żydowską tudzież varsavianami, mimo pewnych kuriozów, które znawców i wielbicieli naszej stolicy mogą z pewnością zaskoczyć: film nakręcony został w całości w Pradze z udziałem czeskich aktorów i statystów (pojawia się w nim jedynie jedna polska aktorka, Magdalena Lamparska, i to w dość epizodycznej roli). Polecam również dzieło Diane Ackerman, która swoją erudycją i umiejętnością łączenia wielu – zdawałoby się niekiedy wręcz odrębnych – wątków stworzyła wspaniały pomnik wielkim i dość zapomnianym bohaterom ciężkich czasów okupacji.

„Na szczęście... wyszło na jaw, że nasza stara i wielka przyjaciółka... Janina Buchholtz (konspiracyjne nazwisko Bukolska), żona inżyniera – sama psycholog, tudzież literatka i tłumaczka, piękna postać >>człowieka o człowieczym sercu<< - należy do Rady Pomocy Żydom”. Podczas okupacji pracowała jako tłumaczka przysięgła u notariusza. „Kancelaria p. Janiny... na zewnątrz uchodziła za normalne, przykładne biuro tłumaczeń na niemiecki, biuro pisania wszelakich podań i próśb do niemieckich władz. Jak zwykle w takich biurach – były tu stoły i półki, szafy i szuflady po prostu zawalone stosami papierów i dokumentów”. Ten urzędniczy chaos maskował jednak prawdziwe życie kancelarii, która była „>>centralą żydowską<<”, gdzie zamawiano i wyrabiano >>aryjskie<< dokumenty, wyszukiwano bezpieczne mieszkania, rozdzielano pieniądze nadesłane przez organizacje pomocy. Tu, w biurze p. Janiny, ześrodkowywały się kontakty zakonspirowanych działaczy żydowskich, tędy szła korespondencja do Żydów w obozach lub w gettach innych miast. Tu łącznicy otrzymywali instrukcje i tu składali sprawozdania ze swoich podróży”. Wywoływało to spory ruch, ale Janina Buchholtz, tak jak Żabińscy, doprowadziła do perfekcji sztukę kamuflażu, w tym przypadku odstręczając szpicli chybotliwymi stosami zakurzonych akt. [...]

O swoich klientach pani Janina pisała, że: ”grunt powinien palić [im] się pod nogami”, a jednak funkcjonowali na powierzchni, by „pomagać współzagrożonym towarzyszom niedoli”. 
„Mam szczęśliwą rękę... Czaruję – mówiła pani Janina z dumnym uśmiechem, zawsze z uśmiechem, postukując zgiętym palcem pod stole – żeby nie uroczyć” – wspominała Rachela Auerbach.
Janina, „wysoka, dość tęga, starsza pani w czerni, wyglądająca jak przebrana przeorysza” chodziła w „jakimś dziwacznym kapelusiku podwiązanym woalem pod brodą z mufką uwiązaną na sznurku. Na dość długim nosie okulary, które osłaniały dobre i mądre oczy, pełne macierzyńskiego ciepła”. W relacjach ludzi, którzy ją znali, powtarzają się słowa o „niezwykłej dobroci pani Janiny”, która jawiła im się jako „wieczny obrońca nieszczęśliwych” – jak pisala Basia Temkin-Bermanowa.
Pani Janina zajmowała biuro przy ulicy Miodowej 24, zamieszkiwała zaś lokal nieopodal, przy Miodowej 11, jak przekazują relacje ocalonych, przytaczane również w Azylu. Razem z zaprzyjaźnioną bibliotekarką urzędowała również w okolicznej kawiarni, gdzie spotykały się z różnymi ludźmi, którzy mogli pomóc w ucieczce prześladowanym Żydom. Współpraca ze znaną tłumaczką była dla państwa Żabińskich wręcz bezcenna.

Okładka pierwszego wydania Azylu w Polsce (2009) wraz ze zdjęciem jego głównej bohaterki, Antoniny Żabińskiej

Fakt, iż Janina Buchholtzowa, sama pozostając po aryjskiej stronie (co teoretycznie wyklucza całkowicie jej możliwe żydowskie pochodzenie), dobrowolnie i honorowo zaangażowała się w sprawę niesienia pomocy Żydom (kamuflując ją pod postacią legalnej pracy tłumaczki – przekładała dzieła zarówno z niemieckiego, jak i angielskiego), świadczy bezspornie o jej zapatrywaniach filosemickich. Warto wspomnieć, że mają one swoje odzwierciedlenie również w jej tłumaczeniach, co jest niezwykle rzadkie w okresie międzywojennym (a co stanie się jeszcze bardziej widoczne przy próbie porównania różnych dziełek, nawet – albo zwłaszcza – tych przeznaczonych dla młodszego czytelnika). Podczas gdy Zofia Hartinghowa w swojej translacji Słowika irlandzkiego (o którym również wkrótce napiszę) ukrywa żydowskie pochodzenie jednej ze swych bohaterek za woalem ustalonych kodów bądź niedopowiedzeń, zaś w tłumaczeniach prozy L.M. Montgomery imiona bohaterów, które w Polsce kojarzyć by się mogły z żydowskim pochodzeniem (jak słynna Rachel Lynde, przechrzczona na Małgorzatę Linde, czy Hester Gray, która została Heleną), Buchholtzowa w Księżniczce wrzosów (Das Haideprinzeßchen, 1871, pierwsze wydanie polskie 1931) autorstwa Eugenii Marlitt otwarcie informuje czytelników o tym, iż babka tytułowej bohaterki była Żydówką, przez co w niej samej płynie również niechrześcijańska (w rozumieniu nacjonalistów: nieniemiecka, niearyjska) krew – a mowa jest o dziełkach dla dzieci pochodzących jeszcze z drugiej połowy XIX wieku, wydanych wkrótce po Zjednoczeniu Niemiec (zakończonym właśnie w 1871 roku). Otwartość i szczerość tłumaczki w czasach, kiedy opuszczanie niewygodnych dla wydawców (bądź tłumaczy czy też publiki) fragmentów tekstu lub też stosowanie różnej maści kamuflażu było stosowane na porządku dziennym świadczą bezsprzecznie o jej ogromnym profesjonalizmie i humanizmie, co pozwala wpisać jej nazwisko na listę najbardziej zasłużonych i najlepszych tłumaczy tamtego dziwnego niekiedy okresu w historii polskiej translatoryki.

3 komentarze:

  1. Piękna postać! Warta przypominania, nie tylko ze względu na bezpośrednie zasługi na polu literatury...

    OdpowiedzUsuń
  2. Książka, którą muszę przeczytać :) Polsko-żydowskie relacje to temat rzeka, a w kontekście wojny sprawa o wiele bardziej się komplikuje. Cieszy, że byli ludzie potrafiący sobie pomagać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że mój wpis zachęcił Cię do sięgnięcia po tę pozycję. Jest to prawdziwa skarbnica wiedzy o podziemiu pomagającym Żydom w Warszawie, mnóstwo tu dygresji, a tematyka poruszana przez autorkę często zaskakująco różnorodna.

      Usuń