Bardzo długo zbierałem się z
napisaniem o Złotej Elżuni Eugenii
Marlitt – powieść tę poznałem już jakiś czas temu i cały czas drzemie we mnie
uczucie entuzjastycznego wręcz zachwytu, jaki towarzyszył jej lekturze; do tej
pory zajmuje ona miejsce w tej bardziej dziecięcej części mego serca. Jeszcze
większą fascynację poczułem, gdy zacząłem wgłębiać się w niezwykłe losy tej
zapomnianej już dziś kompletnie powiastki i mocno postanowiłem, że któregoś
dnia postaram się odkurzyć ją z pyłu zapomnienia. Niniejszym prezentuję więc próbę
rozbioru Złotej Elżuni na czynniki
pierwsze, okraszoną kilkoma biograficznymi informacjami na temat jej autorki.
Portret autorki Złotej Elżuni
Niemiecka pisarka E. Marlitt (tak oficjalnie występuje w bibliografiach niemieckojęzycznych) przyszła na świat jako Friederieke Henriette Christiane Eugenie John w Turyngii w 1825 roku – zmarła zresztą niedaleko swego miejsca urodzenia, nieopodal miasteczka Arnstadt w wieku 62 lat, w 1887 roku. Pseudonim, który sobie nadała, rozszyfrowywany bywa jako skrótowiec od słów „Meine Arnstädter Litteratur”, jak niegdyś zapisano by po niemiecku „Moja literatura z Arnstadt”. Panna John dała się poznać w latach 60-tych XX wieku jako znakomita autorka lekkich, obyczajowych nowel i powieści – zadebiutowała w 1865 roku w słynnym lipskim czasopiśmie „Die Gartenlaube” („Altana”), w którym wychodziły odcinkami również jej późniejsze powieści, w tym także debiutancka Goldelse, znana w Polsce właśnie jako Złota Elżunia. Jak wielkim owa powiastka była bestsellerem niech świadczy fakt, że wraz z jej publikacją we wspomnianym periodyku jego sprzedaż wzrosła czterokrotnie, a nazwisko E. Marlitt stało się dosłownie z dnia na dzień – mówiąc bez ogródek – żyłą złota. Późniejsze wydania książkowe licznych powieści Marlitt były przeredagowanymi i rozszerzonymi wersjami publikowanych w odcinkach powieści w „Die Gartenlaube” – nietrudno więc jest sobie wyobrazić, ile różniących się od siebie wersji tych opowieści istnieje.
Wybrane strony z periodyku "Die Gartenlaube" ("Altana"); na lewo - uczczona autorka wśród bohaterów swoich powieści (1876), po prawej - okładka (1879)
Panna John nigdy nie wyszła za
mąż – paradoksalnie, gdyż najczęstszymi tematami jej powieści były właśnie
sentymenalne, romantyczne historie kochanków. Sukces komercyjny jej
działalności pisarskiej pozwolił jej na samodzielne i dostatnie życie –
zarobione pieniądze zainwestowała w budowę willi (nazwanej zresztą Marlitt) w
rodzinnym Arnstadt, gdzie zamieszkała w 1871 z ojcem. Pod koniec życia
cierpiała na zapalenie stawów, co sprawiło, iż ostatnie lata spędziła – jak
jedna z bohaterek Złotej Elżuni – na
wózku inwalidzkim.
Willa Marlitt oraz grób pisarki przedstawione na grafikach z II połowy XIX wieku
Popularność czytelnicza pisarstwa
Marlitt nie szła w parze – jak bywa to najczęściej – z ocenami krytyki. Theodor
Fontane, którego twórczość (jak powieść Effi
Briest chociażby) zaliczana jest dziś do kanonu literatury niemieckiego
realizmu, wypowiadał się krytycznie o jej pisarstwie, czemu towarzyszyła
również swoista zazdrość z powodu wysokich nakładów jej powieści. W latach
40-tych szwajcarski pisarz Robert Walser próbował z kolei nieco zrehabilitować
Marlitt, odnajdując w jej twórczości nie tylko ożywczego ducha, ale również
dokument czasów, w jakich przyszło jej żyć, a czasy te były na wskroś ciekawe,
biorąc pod uwagę ważne wydarzenia historyczne. Kraje niemieckie, których elity
intelektualne dążyły już od przełomu XVIII i XIX wieku do zjednoczenia,
zrealizowały swój plan w 1871 roku (proces ten trwał pięć lat, począwszy od
roku 1866, w którym wybuchła wojna prusko-austriacka). Nietrudno więc zauważyć,
że pisarstwo Marlitt, od publikacji Złotej
Elżuni w 1865 roku, przypada właśnie na ten ważny i dość gorący okres
historyczny, a opisywane przez nią – w sentymentalnym stylu – wartości
mieszczańskiego życia na niemieckiej prowincji – w scenerii znanej jej
chociażby z rodzimej Turyngii – idealnie współgrały z mityczną historią
lobbowaną przez II Rzeszę Niemiecką o pokojowym, sielankowym i moralnie czystym
życiu Niemców, stanowiących wspólny naród. W czasach sprawowania przez
Bismarcka urzędu Kanclerza Rzeszy literatura Marlitt była swoistą wodą na młyn
nowoutworzonego organizmu państwowego, a nacechowany nostalgicznie powrót do
biedermeierowskich wartości mieszczańskich i rodzinnych oraz jego polityczne
propagowanie miały na celu stłumienie wszelkich rewolucyjnych zrywów. Opisywany
przez Marlitt świat ma w sobie nieco ze średniowiecznego feudalizmu; to
rzeczywistość rycerskich arystokratów, którzy zakochują się w moralnie
czystych, naturalnych dziewczętach z warstw niższych – albo upadłego
mieszczaństwa, albo wręcz z ludu. Zepsuta arystokracja w postaci naburmuszonych
i kapryśnych dam i markizów, nosi znamiona szkodliwego sfrancuszczenia (tutaj
do głosu dochodzą animozje pozostałe jeszcze po wojnach napoleońskich i wciąż
świeże po 1871 roku po wojnie francusko-pruskiej). Zgodnie z duchem niemieckiego
oświecenia to właśnie niemieckie mieszczaństwo przechowywać miało wszelkie
protestanckie wartości, które sprawiły, że naród niemiecki od wieków nieugięcie
trwał – liczy się oczywiście ciężka praca, rozwój, budowanie serdecznych więzi
międzyludzkich, najlepiej w ramach zamkniętej, bliskiej sobie społeczności, ale
również odrzucenie wielkomiejskiego blichtru, zrzucenie sztucznej maski
cywilizacji, powrót do natury, życie w zgodnie z nią i czerpanie przyjemności z
najprostszych, odbywających się w rodzimym kręgu rytuałów. Czy w takim razie
twórczość Marlitt nie przypomina nam nieco naszego polskiego sentymentalnego
romansu, jaki kilka dekad później uprawiała Maria Rodziewiczówna?
Polskie dzieje tego tytułu są
niezwykle ciekawe; tak naprawdę mamy do czynienia z dwiema różnymi
opowieściami. Sam poznałem Złotą Elżunię
z jednego z pierwszych po wojnie wznowień tej powieści, wydanego przez gdańskie
wydawnictwo Graf w roku 1991. Jest to przedruk powieści wydawanej wielokrotnie
przez wydawnictwo Michała Arcta, który niewątpliwie ten tytuł lubił, gdyż od
pierwszej edycji w 1900 roku doczekał się on bardzo wielu wznowień, również w
okresie międzywojennym. Tłumaczką i adaptatorką (jak się okazało, przede
wszystkim tą drugą) była Zofia Bukowiecka (1844–1920), ceniona w XIX wieku
tłumaczka, nauczycielka i pedagożka, jak również autorka dzieł dla dzieci i
młodzieży o charakterze historycznym i patriotycznym.
Okładka pierwszego polskiego wydania Złotej Elżuni z 1900 roku
Bohaterką powieści Marlitt w
opracowaniu Bukowieckiej jest tytułowa Elżunia (niemiecka Else), utalentowana
muzyczne piętnastoletnia córka niezamożnych mieszczan z Poznania (Jeżyc!) o
nazwisku Prawdzic. Rodzina dziedziczy nagle zamek na Śląsku (przypomnijmy, że w
okresie, w którym rozgrywa się akcja i w którym wyszła adaptacja Bukowieckiej
zarówno Śląsk, jak i Wielkopolska znajdowały się na terenie II Rzeszy – nie w
Polsce – o tym jednak w powieści nie znajdziemy ani słowa). Elżunia wraz z
rodzicami i młodszym bratem przenosi się zamku w Gnadkowie, w okolicy
zarządzanej przez rodzinę Malickich, której głowa rodziny – przystojny,
aczkolwiek pochmurny i enigmatyczny Karol – zjednuje sobie wkrótce serce naszej
nastoletniej bohaterki; jest on już mężczyzną w sile wieku, jednak to wydaje
się nie stanowić tutaj żadnego problemu. W rezydencji Malickich mieszka również
siostra Karola, Maria – schorowana, poruszająca się na wózku (jak sama autorka)
kobieta, której uległa i dobra natura nie pozwala buntować się przeciw
narzuconemu jej towarzystwu baronowej Lessen oraz jej wychowanki, uciążliwej
Belci. Maria zaprzyjaźnia się blisko z Elżunią, która doprowadza ostatecznie do
kompromitacji znielubianej baronowej. Prawdzicowie – a w szczególności śliczna
Elżunia – spotykają się również z niechęcią miejscowej chłopki, która pracuje
jako służąca baronowej Lessen, autochtonki (a więc Niemki) Berty – z jej strony
spotykają polską Elżunię nawet szykany, gdyż zazdrośnica podejrzewa, iż jej domniemana
konkurentka rozkochała w sobie jej ukochanego. Na śląskiej prowincji pojawia
się również nauczycielka o zacięciu reformatorskim, panna Kawecka. Całości
obrazka dopełniają ekscytujące wydarzenia związane z odkrywaniem przeszłości
przodka Prawdziców, von Gnadewitza (kolejny niemiecki akcent opowieści),
zniesławionego szlachcica, który – jak się okazuje – swą złą reputację zyskał
sobie dlatego, iż nawiązał swego czasu romans z cygańską pięknością, którą
ciekawy grób w nienaruszonej formie znajduje przez przypadek grupa ratunkowa
pewnej niespokojnej nocy.
Cóż więcej napisać można o tej
wdzięcznej i – co tu ukrywać – niesamowicie zręcznie skonstruowanej powieści?
Znaleźć tu można ogromną liczbę odniesień do Mickiewiczowskiego Pana Tadeusza; na niemieckim w XIX wieku
Śląsku panuje bez mała soplicowska gościnność, a polski epos narodowy cytowany
jest z niespodziewaną częstotliwością. Podczas muzycznych wieczorów panny
wykonują Świteziankę Chopina oraz Modlitwę dziewicy Bądarzewskiej, a pies
autochtonki Berty nosi imię słowiańskiego bóstwa, Perkuna. I cóż z tego, że
wszyscy okoliczni arystokraci noszą również polskie imiona?
Okładka Złotej Elżuni V wydania M. Arcta (1925)
Od początku mojej lekturze Złotej Elżuni towarzyszyło ogromne
zaskoczenie, które wkrótce zamieniło się w pewność, iż adaptacja Bukowieckiej
jest po prostu przepisaniem powieści Marlitt o propolskim charakterze; dziełko
opisujące tego typu wyssane z palca realia nigdy nie wyszłoby spod pióra żadnej
niemieckiej autorki, chociażby z tego względu, że znajomość owych polskich
akcentów byłaby dla niej niemożliwa. Z tym większą ciekawością oczekiwałem
momentu, kiedy zajrzę do niemieckiego oryginału i porównam obie wersje, do
czego w końcu doszło; w międzyczasie jednak dokonałem również innego odkrycia:
otóż Złota Elżunia Bukowieckiej nie
była jedyną, a nawet pierwszą polską wersją powieści Marlitt! W języku polskim powieść
ukazywała się najpierw jako dodatek nadzwyczajny do „Tygodnia illustrowanego(!)”
już w w 1868 toku (a więc dwa lata po ukazaniu się oryginału).
Wzbudziła ona tak żywe zainteresowanie, że jeszcze tego samego roku warszawskie wydawnictwo Józefa Ungera (wydawca „Tygodnia illustrowanego”) opublikowało ten sam anonimowy przekład powieści, który ani powieści nie skraca, ani nic w niej nie zmienia (jak się okazało, adaptacja Bukowieckiej jest również okrojoną wersją powieści Marlitt) w zwartej formie książkowej. Nie był on jednak nigdy powielony i to właśnie adaptacja Bukowieckiej z 1900 roku była wielokrotnie wznawiana przez Arcta w zasadzie do samej II wojny światowej; w latach 90-tych również (tylko, niestety) ta wersja doczekała się licznych wznowień. Obecnie wydanie Ungra dostępne jest w wersji cyfrowej.
"Kurjer Warszawski", R. 46 [i.e. 47], Nr 264 (25 listopada 1867)
Wzbudziła ona tak żywe zainteresowanie, że jeszcze tego samego roku warszawskie wydawnictwo Józefa Ungera (wydawca „Tygodnia illustrowanego”) opublikowało ten sam anonimowy przekład powieści, który ani powieści nie skraca, ani nic w niej nie zmienia (jak się okazało, adaptacja Bukowieckiej jest również okrojoną wersją powieści Marlitt) w zwartej formie książkowej. Nie był on jednak nigdy powielony i to właśnie adaptacja Bukowieckiej z 1900 roku była wielokrotnie wznawiana przez Arcta w zasadzie do samej II wojny światowej; w latach 90-tych również (tylko, niestety) ta wersja doczekała się licznych wznowień. Obecnie wydanie Ungra dostępne jest w wersji cyfrowej.
Strona tytułowa Złotej Elżuni z wydania Józefa Ungra z 1868 roku
Tak więc w oryginale nie
pojawiają się żadne polskie akcenty – Poznań Jeżyce to „Hauptstadt B.”, czyli
najprawdopodobniej po prostu Berlin; Gnadkowo (w wydaniu Ungra – zamek G.) to
„Schloss Gnadeck”. Na niemieckim Śląsku nie rozbrzmiewają utwory polskich twórców,
ale niemieckich – chociażby Król Olch
Schuberta. Pies Berty (Berthy w oryginale), którym ta szczuje niesłusznie
oskarżoną Elżunię, nie nosi imienia Perkun, ale po prostu Wolf (w wersji
wydanej przez Ungra dziwnie przezwany został Obalem); Maliccy to państwo von
Walde (Karol to Rudolf, a Maria to Helene), Prawdzicowie zaś nazywają się
naprawdę Ferber, zaś nauczycielka – panna Kawecka – to Miss Mertens. Jedyne
nazwy, które Bukowiecka pozostawiła niezmienione, to nazwisko baronowej Lessen,
imię jej wychowanki – Belli, gospodyni zamku Sabiny, nazwisko przodka rodu – von
Gnadewitza oraz wspomnianej już autochtonki – Berthy. Co więcej, w oryginale książkowa
schorowana Helena nie dożywa końca powieści – odchodzi ona również w polskiej
wersji z 1868 roku, gdzie „„... umarła [...] na rękach Elżbiety, błogosławiąc
tych, którzy nieszczęśliwej, tylokrotnie w życiu doświadczanej istoty, do
ostatniej nie opuszczali chwili”; Bukowiecka mogła uznać, że nieuśmiercenie
bohaterki wpłynie pozytywniej na psychikę czytelnika. Poniżej przedstawiam zestawienie systematyzujące najważniejsze zmiany:
Oryginał
E. Marlitt (1866)
|
Tłumaczenie
(J. Unger, 1868)
|
Adaptacja Zofii Bukowieckiej (M. Arct, 1900)
|
Elizabeth/Else Ferber
|
Elżbieta/Elżunia Ferber
|
Elżbieta/Elżunia Prawdzicówna
|
Rudolf von Walde
|
Rudolf von Walde
|
Karol Malicki
|
Wolf von Gnadewitz
|
Wolf von Gnadewitz
|
Jan von Gnadewitz
|
Helene von Walde
|
Helena von Walde
|
Maria Malicka
|
Bertha
|
Berta
|
Berta
|
Baronin Lessen
|
baronowa Lessen
|
baronowa Lessen
|
Sabine
|
Sabina
|
Sabina
|
Jost von Gnadewitz
|
Jost von Gnadewitz
|
Jost von Gnadewitz
|
Bella
|
Belcia
|
Belcia
|
Miß Mertens
|
Miss Mertens
|
panna Kawecka
|
Wolf (pies)
|
Obal (pies)
|
Perkun (pies)
|
Mamy więc do czynienia z rzadką
formą swoistego przepisania (niemieckiego Nacherzählung)
pierwotnego tekstu z dodaniem przez adaptatorkę propolskich haseł i służącej
wychowaniu polskiej młodzieży w duchu patriotycznym; według Bukowieckiej
opowieść Marlitt idealnie się do tego nadawała. Dziś zabieg ten budzi raczej
negatywne odczucia – tak głębokie ingerowanie w cudzy tekst oraz pozostawianie
przy tym nazwiska autorki oraz oryginalnego tytułu to zabiegi w dzisiejszych
czasach niepraktykowane i nieakceptowane, szczególnie w obliczu wszelkich
rozporządzeń związanych z prawami autorskimi.
Pierwsze wydanie adaptacji
Bukowieckiej wyszło już w 1900 roku; zostało ono opatrzone krótkim wstępem od
tłumaczki, w którym przyznaje się ona do poczynionych przez siebie skrótów i
zmian:
Złota Elżunia, książka Eugienji Marlitt, jest powszechnie znaną i wysoko cenioną, czego dowodem, że jest tłómaczoną na wszystkie języki europejskie. Są w niej jednak powikłania powieściowe nie odpowiadające naszym pojęciom, choć rzecz sama może i powinna zwiększyć szczupły u nas zbiór powieści stosownych dla młodego wieku. Starałam się więc usunąć to, co uważałam za niezgodne z naszemi ideałami i kulturą, a pozostawić nietknięte szlachetne a barwne tło opowiadania, stwarzając powieść, którą mogą czytać z zajęciem zarówno dorastające, jak i dorosłe panny.
Z. B.
Warszawa, 3 maja 1900 r.
Ogromna szkoda, że późniejsze
wydania, w tym te powojenne (począwszy od 1991 roku) nie zawierają tej notatki,
która wiele wytłumaczyłany współczesnym czytelnikom.
Również w recenzjach prasowych, w
tym tej z 1901 roku („Przegląd pedagogiczny”, wydawany w Warszawie również
drukiem Michała Arcta), przeczytać możemy o owych zmianach:
Autorka, której utwór przyswojono świeżo naszej literaturze, nie pisze dla dzieci, lecz należy do powieściopisarek ze szlachetną tendencyą, których książki można bez obawy dać w ręce młodzieży dorastającej, a w szczególności panien. Z tą myślą spolszczyła Złotą Elżunię p. Zofia Bukowiecka, usuwając to wszystko, co jest niezgodne z naszą kulturą i ideałami i nadając całości tło bardziej swojskie. [...]
Wogóle, pomimo niezaprzeczonych zalet ocenianej powieści, nie przypisujemy jej przyswojeniu nadzwyczajnego znaczenia pedagogicznego. Dla chłopców i dziewcząt do lat 15 czytanie romansów, choćby w najszlachetniejszym trzymanym tonie, jest co najmniej przedwczesne; co się zaś tyczy dojrzalszej młodzieży, to ważnem zadaniem przy wyborze czytania jest z jednej strony stopniowe obznajmienie jej z arcydziełami literatury, z drugiej - uzupełnienie braków nauki systematycznej przez dziełka popularne z różnych dziedzin wiedzy, skutkiem czego czytanie powieści może być tylko rozrywką w chwilach wolnych. O ile jednak rozrywki tej młodym dziewczętom nie możemy i nie powinniśmy odmawiać, Złota Elżunia należy do utworów belletrystycznych, które panienka 15–17-letnia (byle nie młodsza!) może przeczytać nietylko hez szkody, lec z z pewną korzyścią dla umysłu i serca.
A. S.Powieść musiała być szeroko czytana, skoro Arct wznawiał ją jeszcze pięć razy, i to w dość rozpiętym czasowo okresie (1908, 1919, 1920, 1925, 1930).
Wydania Złotej Elżuni z lat 90-tych XX wieku; od lewej:
Graf (1991), Studio Publishing (1991), Siedmioróg (1996)
Siedmioróg (1998), Ethos (2000), Graf (Nieoczekiwane dziedzictwo, 1993)
Po II wojnie światowej czekać
trzeba było aż do lat 90-tych, gdyż tematyka powieści zdecydowanie nie odpowiadała
nowej liteaturze, jaka służyć miała kształceniu socjalistycznej młodzieży. Dwóch
wznowień Złotej Elżuni dokonały prawie
jednocześnie w 1991 roku wydawnictwa Graf i Studio Publishing (to pierwsze dwa
lata później, w 1993, według narzuconej sobie w tamtym okresie maniery
wznawiania powieści pod nowymi tytułami, wydało ją jako Nieoczekiwane dziedzictwo). W 1996 i 1998 powieść wydaje również
wrocławski Siedmioróg, a w 2000 wydawnictwo Ethos (niestety błędnie przypisując
jej przekład Janinie Buchholtz – pomyłka wynikła z podobieństwa jej nazwiska do
właściwej Bukowieckiej [co więcej, konspiracyjnym nazwiskiem pani Janiny było
również podobne Bukolska]). Dziwi fakt, iż zawsze wznawiana była właśnie
adaptacja, a nie tłumaczenie oryginału, które było przecież dostępne w
krajowych bibliotekach – wydaje się jednak, że renoma wydawnictwa Arcta
wystarczyła, aby współcześni wydawcy sięgali właśnie po lobbowaną niegdyś przez
nie wersję tekstu (być może nawet bez świadomości, iż mają do czynienia ze
skrótem i adaptacją).
Okładka wersji e-bookowej, wydanej w 2018 roku przez wydawnictwo SAGA Egmont (wznowienie dotyczy oczywiście spolszczenia Zofii Bukowieckiej)
Powieści E. Marlitt nigdy nie
weszły do kanonu wielkiej literatury niemieckojęzycznej, nie jest czytana czy
nawet wspominana – co wiem z pierwszej ręki – na wykładach z literatury
niemieckiej, jej dzieła nie figurują na liście lektur na filologii germańskiej,
chociażby uzupełniających. Są one kolejnym dowodem na to, iż sukces komercyjny
i wielka sława za życia nie zawsze są tożsame z wiecznym uznaniem i zapisaniem
się na kartach historii literatury. Mimo wszystko z ogromną przyjemnością
nadrobiłem swoje braki w tej kwestii, a lektura powieści Marlitt – po które co
jakiś czas sięgam chociażby dla rozrywki – pozwala zrozumieć specyfikę czasów,
w których żyła i tworzyła ta pisarka, a które w literaturze niemieckojęzycznej –
w odróżnieniu od chociażby polskiej, francuskiej, angielskiej czy rosyjskiej –
nie należą do szczytowego okresu jej rozwoju.
Berlińska Kolumna Zwycięstwa
Jako ciekawostkę należy dodać
jeszcze fakt, iż Złota Elżunia
inspirowała twórców muzycznych i teatralnych – polki i gawoty autorstwa Carla
Gänschalsa czy Gustava Richtera publikowane były również przez polskie
wydawnictwa na przełomie wieków XIX i XX. Pod nazwą Goldelse funkcjonuje zaś do dziś w obiegowej niemczyźnie berlińska
Kolumna Zwycięstwa (Siegessäule), upamiętniająca zwycięstwa Niemiec w wojnach,
które końcowo doprowadziły do zjednoczenia krajów niemieckich w II Rzeszę w 1871
roku.
Dopisek z dnia 29 marca 2019
Ponieważ niedawno Polona – platforma internetowa Biblioteki Narodowej - zamieściła skany drugiego wydania Złotej Elżuni w adaptacji Zofii Bukowieckiej (wydanie Michała Arcta z 1908) z ilustracjami Antoniego Piotrowskiego, postanowiłem przytoczyć tutaj te niewielkie dzieła sztuki. Co ciekawe, ilustracje te pojawiły się jedynie w tym wydaniu i nie były przedrukowywane ponownie –ogromna to szkoda, zważywszy na to, iż pięknie ozdabiają spolszczone dziełko Eugenii Marlitt. Warto zwrócić uwagę na ilustrację zamieszczoną na okładce, przedstawiającą bohaterkę w stylu art nouveau.
Dopisek z dnia 29 marca 2019
Ponieważ niedawno Polona – platforma internetowa Biblioteki Narodowej - zamieściła skany drugiego wydania Złotej Elżuni w adaptacji Zofii Bukowieckiej (wydanie Michała Arcta z 1908) z ilustracjami Antoniego Piotrowskiego, postanowiłem przytoczyć tutaj te niewielkie dzieła sztuki. Co ciekawe, ilustracje te pojawiły się jedynie w tym wydaniu i nie były przedrukowywane ponownie –ogromna to szkoda, zważywszy na to, iż pięknie ozdabiają spolszczone dziełko Eugenii Marlitt. Warto zwrócić uwagę na ilustrację zamieszczoną na okładce, przedstawiającą bohaterkę w stylu art nouveau.
Świetny artykuł, który z wielką przyjemnością przeczytałam!
OdpowiedzUsuńZ całą pewnością książki Marlitt nie odpowiadały powojennym władzom w naszym kraju. Sprawdziłam "Wykaz książek podlegających niezwłocznemu wycofaniu" z 1951 roku. W dziale trzecim pod pozycją nr 337 widnieje: "Marlitt Eugenia. Wszystkie utwory"...
Dziękuję za tę uzupełniającą informację - tak też podejrzewałem. Powieść, mimo że pod pewnymi względami wpisywałaby się w powojenną polską propagandę, traktuje przede wszystkim o życiu bogatych mieszczan i arystokratów - z pewnością byłaby to niezdrowa literatura dla dzieci wychowywanych w duchu stalinizmu..
Usuń