Przy okazji przyglądania się mniej
znanym dziełom Frances Hodgson Burnett postanowiłem przyjąć porządek chronologiczny według kolejności ukazywania się polskich przekładów.
Według tego porządku Klejnoty ciotki
Klotyldy idą zatem na pierwszy ogień.
Okładka pierwszego wydania książkowego z 1890
Należy nadmienić, iż Mały lord (Little Lord Fauntleroy, 1886 w wersji zwartej) był pierwszym
dziełem pisarki, jakie poznali polscy czytelnicy – tłumaczenie Marii Julii
Zaleskiej ukazało się jedynie trzy lata po amerykańskiej premierze, w
1889 (nakładem wydawnictwo Gebethner i Wolff) – było ono wielokrotnie wznawiane, zarówno na początku XX wieku, w latach międzywojennych jak i w latach 90-tych XX wieku (w 1957
roku wydano nowy przekład Salomei Kowalewskiej). Obecnie tytuł można przeczytać
w pięciu różnych tłumaczeniach.
W 1895 warszawska drukarnia
Noskowskiego drukuje jako dodatek do 44. numeru „Wieczorów Rodzinnych” Klejnoty ciotki Klotyldy, krótkie
opowiadanie, napisane „przez autorkę <<Małego lorda>>”;
przekład z angielskiego J. K. To 22-stronnicowe opowiadanie jest zatem drugim
utworem Burnett wydanym w języku polskim.
Strona tytułowego polskiego przekładu; 1895 (źrodło: Biblioteka Narodowa)
Oryginalny tytuł tego dziełka brzmi
Little Saint Elizabeth; zostało ono
opublikowane w 1888 roku w literackim periodyku młodzieżowym „St. Nicholas”,
następnie wyszło w formie książkowej w 1890 (wydanie amerykańskie) wraz z
trzema innymi opowiadaniami w pozycji Little
Saint Elizabeth, and Other Stories w nowojorskim wydawnictwie Charles
Scribner’s Sons. Wydanie brytyjskie ujrzało światło dzienne trzy lata później,
w 1893 roku (w wydawnictwie Frederick Warne and Co.)
Treść tej na wskroś
sentymentalnej opowiastki mówi o osieroconym dziecku – tytułowej Elizabeth (w
polskiej wersji Elżuni), która wychowywana była we Francji (jak mówi polski
przekład, w normandzkim zamku) przez na wskroś religijną, aby nie rzecz
zdewociałą ciotkę Klotyldę, która mimo iż pochodziła z wyjątkowo majętnej
rodziny, życie swe spędziła w ubóstwie, poświęcając się pracy na rzecz innych.
Będąc świadkiem jej śmierci (której opis przywodzi na myśl prozę gotycką
uprawianą namiętnie jeszcze na przełomie XVIII i XIX wieku) dziewczę
poprzysięga sobie, iż będzie żyło tak jak podziwiana przez nie
krewna. Tymczasem opieka nad dziewczynką przypada panu de Rochemont – staremu kawalerowi
z Nowego Jorku, który krytycznie wypowiada się o ciotce Klotyldzie, nie
pochwalając jej dotychczasowych metod wychowawczych. Dziewczynka boi się go i
unika za wszelką cenę, postanawia również speniężyć przekazany jej przez ciotkę
majątek – rodowe klejnoty; żaden amerykański sprzedawca nie godzi się jednak na
odkupienie precjozów od niepełnoletniej i cała przygoda z próbą sprzedaży
dziedzictwa kończy się tragicznie: naiwną dziewczynkę napastuje nowojorska
biedota, kradnąc jej ciepłe ubrania. Zmarzniętą i ledwo żywą siostrzenicę
odnajduje w końcu pan de Rochemont, który sprowadza do swego domu przyjaciela,
doktora Norrisa; przy jego pomocy udaje się dziewczynkę przywrócić do zdrowia i
sprawić, aby by jej dalsze wychowanie przebiegało w równowadze pomiędzy pracą i
zabawą. Misja ta kończy się sukcesem, jako że Elżuni „przybyła (...) wesołość, której dawniej nie znała, wesołość niczem
niezamącona, bo płynąca z czystego sumienia”.
Okładki wydań z 1893 roku; podobnie jak w przypadku polskiej publikacji utworu, zbiór reklamowany jest jako dzieło autorki Małego lorda (Little Lord Fauntleroy)
Jak udało mi się stwierdzić, zakończenie polskiej wersji opowiastki nie jest zgodne z oryginałem: zostało
ono dopisane przez wydawcę, aby spełnić oczekiwania przyzwyczajonej do
sentymentalnych opowieści czytelników: osiemnastoletnia Elżunia postanawia w nim
zostać pomocnicą doktora Norrisa w praktyce lekarskiej; kilka miesięcy później
zostaje jego żoną, po czym młoda para zamieszkuje ze stryjem i prowadzi pożyteczne
życie w pełni szczęścia, „bo szczęście swe zakładali na czynieniu dobrze
drugim, co przychodziło im teraz łatwiej, że mieli po temu środki nie używając
znacznego majątku, jedynie na dogadzanie sobie, i w ogóle na osobiste
przyjemności”. Dowiadujemy się również, iż córeczka bohaterki – mała Elżunia –
dziedziczy po matce rodowe precjoza, jednak nigdy ich nie używa,
bowiem „wstępując w ślady matki nie lubiła życia światowego, a wolne chwile
poświęcała zajęciom pożytecznym dla drugich”.
Reklamy wcześniejszych utwór Burnett znajdująca się przed stroną tytułową wydania Little Saint Elizabeth, and Other Stories z 1890 roku: Małego lorda (Little Lord Fauntleroy) i Sary Crewe (która w rozbudowanej wersji ukaże się w 1905 roku jako Mała księżniczka (A Little Princess)
Polski wydawca – nie wiemy
jedynie, czy świadomie – zupełnie przeinaczył naukę płynącą z tej sentymentalnej
i dydaktycznej powiastki. Celem Burnett było ukazanie niebezpieczeństw, jakie
sprowadzić może na dziecko wychowanie w zbyt spolaryzowanym środowisku; według
zasad rozwijającej się – szczególnie prężnie w Ameryce – młodej pedagogiki, dzieciom
należało przede wszystkim pozwolić być dziećmi, cieszyć się życiem, bawić się,
nie zaś jedynie nauczać ich poświęcenia i uświadamiać trud ciężkiej pracy, niezależnie
od tego, z jakże słusznej chrześcijańskiej nauki by te przesłanki wynikały. To w wyniku
niefortunnego wypadku Elizabeth oraz interwencji stryja i doktora Norrisa
bohaterka poznała, czym jest wesołość przynależna wiekowi dziecięcemu. Polski
dodatek, w myśl ciągle żywych pozytywistycznych nauk moralizatorskich,
przywraca pod sam koniec powiastki kult pracy i poświęcenia, napiętnując z
drugiej strony kultywowanie własnych potrzeb.
Moją uwagę zwrócił również błąd w
paginacji – po stronie 23. następuje od razu 26.; tego typu niedociągnięcia występowały
często w tamtych czasach, szczególnie zaś w przygotowywanych naprędce
publikacjach prasowych.
Ilustracje autorstwa Reginalda B. Bircha z wydania amerykańskiego z 1890 roku
Warto dodać, iż Little Saint Elizabeth – mimo swojej
krótkości – cieszyła się w krajach angielskojęzycznych ogromnym powodzeniem;
powstały do niej dwa komplety ilustracji, jedne – do amerykańskiego wydania
książkowego z 1890 roku – autorstwa znakomitego rysownika Reginalda B. Bircha;
w wydaniu z 1983 uzupełniono je dodatkowymi rycinami Alfreda Brennana. Polskie
wydanie, jako dodatek do gazety, zostało całkowicie pozbawione ilustracji. Klejnoty ciotki Klotyldy nie zostały nigdy
wznowione.
Ilustracje z wydania brytyjskiego z 1893 autorstwa Alfreda Brennana
Piękne ilustracje... pobudzające wyobraźnię. Świetnie, że udało Ci się odkopać tą powiastkę z archiwalnych czeluści.
OdpowiedzUsuńObowiązek i sumienność badacza... Ale cieszę się, również dla samego siebie, że udało mi się ją namierzyć.
Usuń