czwartek, 30 kwietnia 2020

Maryla z Zielonego Wzgórza / Sarah McCoy

Kilka tygodni temu, kiedy rozpoczęła się nieszczęsna kwarantanna spowodowana korona wirusem, zakupiłem poprzez serwis bonito.pl kolejny prequel Ani z Zielonego Wzgórza L.M. Montgomery, który ukazał się na polskim rynku (parę lat temu opisałem na blogu pisany z perspektywy postaci Ani prequel autorstwa Budge Wilson zatytułowany Droga do Zielonego Wzgórza). Tym razem – jak sugeruje już sam tytuł powieści – przedstawione zostają nam losy rodziny Cuthbertów, w tym przede wszystkim Maryli, w okresie przed przybyciem Ani Shirley na Wyspę Księcia Edwarda. Autorką tego wydanego w 2018 roku dziełka jest Sarah McCoy, popularna pisarka amerykańska, której wcześniejsze powieści Córka piekarza i Dzieci kartografa dostępne są również na naszym polskim rynku wydawniczym.

Okładka polskiego wydania powieści z 2020 roku

Mimo tego, iż przeczytałem na temat Maryli… wiele pozytywnych opinii, sam nie mogę zaliczyć się do wielbicieli tej powieści. Rozumiem, że może ona wypełniać – skoro ma taki zamiar – pewną lukę w biografii Maryli, która szczególnie nam, czytelnikom XXI wieku, wydaje się bardzo intrygująca. To prawda, Maryla jest postacią wyjątkową, która z pewnością zasługuje na większą uwagę, a lakoniczne wzmianki o jej przeszłości obecne na kartach cyklu powieściowego L.M. Montgomery potrafią rozbudzić wyobraźnię… Jednak postać stworzona przez McCoy dla mnie nie ma z książkową Marylą zbyt wiele wspólnego, brak mi poczucia integralności tych dwóch kobiet. Autorka starała się dogłębnie zanalizować dzieciństwo i młodość Maryli pod kątem psychologicznym oraz socjologicznym – dlaczego tak bardzo obstaje ona (wraz ze swoim bratem, Mateuszem) przy konserwatywnych poglądach politycznych (w końcu pod ich wpływem Ania sama oświadcza, że będzie konserwatystką, mimo iż w swoim życiu postępuje zdecydowanie częściej jako liberał!), jaki wpływ miało na nią dość surowe wychowanie na gospodarstwie rolnym (jak wiemy od L.M. Montgomery, mieli oni z Mateuszem bardzo surowego ojca). Tego wszystkiego zabrakło mi u McCoy. Zielone Wzgórze z młodości Maryli nie jest bynajmniej miejscem surowym, na które zbawienny wpływ miało dopiero przybycie sieroty Ani w okresie, kiedy mieszkało na nim już tylko rodzeństwo Cuthbertów. Można odnieść wrażenie, że na tej farmie aż roi się od wszelkich gości i przygodnych włóczęgów! Nie mówiąc o strzelaninie, do której prawie że dochodzi pod sam koniec tego prequelu – wydarzenie takiej wagi z pewnością przetrwałoby w pamięci Maryli i byłoby wielokrotnie przywoływane w rozmowach z Anią. Przy czymś takim nawet psoty niesfornej Ani Shirley wydają się być po prostu nic nieznaczącymi błahostkami…

Integralności brakowało mi również w przypadku postaci Mateusza (ten u McCoy sprawia wyjątkowo antypatyczne wrażenie mruka i młodocianego pijaczka…) oraz Małgorzaty (Rachel) Linde (Lynde) – pochodzi ona z przebogatego domu nuworyszy, w którym wszelkie prace domowe wykonuje służba. Skąd więc Małgorzata znałaby wszelkie sposoby na wywabianie plam oraz przepisy na pieczenie placków?

Sarah McCoy

Autorka, jak podkreślają wszyscy czytelnicy i recenzenci, wprowadza wiele wątków z XIX-wiecznej historii Kanady. Mamy tu do czynienia z okresem znanym w historii Stanów Zjednoczonych (autorka jest wszakże Amerykanką) pod nazwą antebellum. Na południu utrzymuje się jeszcze niewolnictwo, a znany chociażby ze stron Chaty Wuja Toma (Uncle Tom’s Cabin, 1852) Harriet Beecher Stowe szlak Underground Railroad, prowadzący przez gospodarstwa mieszkających w Pensylwanii kwakrów na północ, do samej Kanady, kończy swój bieg częściowo właśnie w… starym, dobrym Avonlea. Główną działaczką jest ciotka Maryli, Elizabeth, będąca lustrzanym odbiciem jej zmarłej przedwcześnie matki – jest wszak jej siostrą bliźniczką, mieszkającą zaraz przy granicy, niedaleko wodospadu Niagara.

Znajdziemy tu też, niestety, kilka anachronizmów. Autorka na siłę czyni ze swoich postaci w pełni świadome postaci z XXI wieku – skąd bowiem protestanccy farmerzy z Wyspy Księcia Edwarda mieliby w pierwszej połowie wieku XIX znać pierwotną, indiańską nazwę swojej wyspy – Abegweit – i w dodatku podziwiać jej piękno i urok poetycki? Taka informacja nie należała w tamtym czy nawet późniejszym okresie do wiedzy ogólnej, nie wspominając o (delikatnie mówiąc) niechętnym stosunku potomków europejskich emigrantów wobec ludności rdzennej… Wystarczyłoby zacytować zdania, które znajdziemy w pierwszym tomie pamiętników samej Maud.

Nie chcę zdradzać w swojej opinii wszystkich wykorzystywanych przez autorką wątków historycznych – kto ciekawy, niech przeczyta (powieść jest sporych rozmiarów, polskie wydanie liczy ponad 440 stron). Jako samodzielna powieść Maryla… może mogłaby się dla mnie nawet obronić, jako prequel do cyklu L.M. Montgomery – niestety nie…

Tak jak nie chciałbym krytykować samej powieści czy jej autorki, muszę jednak (i niestety, chcę) skrytykować wyjątkowo niedbałe polskie wydanie tego dzieła. Wyszło ono bardzo niedawno – na samym początku roku 2020 nakładem wydawnictwa Świat Książki.

A do czego można było by przyczepić się na początku? Może by tak do tłumaczenia. Dokonała go pani Hanna Kulczycka-Tonderska. Podjęła ona dość dziwną i arbitralną decyzję (być może w porozumieniu z wydawcą) o podzieleniu w swej translacji bohaterów na dwie grupy: takich, którzy noszą imiona polskie, utrwalona tradycją wydawniczą cyklu (mamy więc Marylę, Mateusza, pozostała stara dobra Małgorzata Linde – zamiast żydowsko brzmiącej w polskim uchu Racheli; przyszły ojciec Gilberta to tutaj Janek Blythe!); druga grupa to postaci noszące oryginalne wersje imion anglosaskich (m.in. wspomniana Elizabeth – dlaczego nie Elżbieta?). Czy tłumaczka miała prawo tak postąpić? Tak, mogła – taką podjęła decyzję; można więc to jeszcze darować.

Sarah McCoy przywołuje kilka tytułów amerykańskich i kanadyjskich periodyków, które czytywane są przez młode panny w Avonlea (to takie mrugnięcie okiem do czytelnika, bo w wielu w nich publikowała później, na przełomie XIX i XX wieku, sama Maud): ich tytuły przywoływane są raz kursywą, a raz w cudzysłowie. Z tym należałoby zrobić porządek. Tutaj nie tylko tłumaczka, ale i redakcja nieco zawiodła. Ale i to można by od biedy odpuścić…

Horrendalnym jednak błędem, który wyjątkowo mnie raził przy lekturze, było nazewnictwo samej wyspy: wielokrotnie bowiem PEI, czyli Prince Edward Island (Wyspa Księcia Edwarda) pojawia się na kartach tej książki jako… Wyspa Świętego Edwarda! Czyżby kontaminacja poprawnej nazwy wyspy z Zatoką Świętego Wawrzyńca? Skąd taki dziwny błąd – zmęczenie materiałem to czy już po prostu niewiedza?

Jednak to jeszcze nie wszystko, bowiem ukoronowaniem tej listy błędów będzie – nieszczęsne – krótkie posłowie Od autorki; nie sama ona tutaj jednak zawiniła, ale niekompetentna polska redakcja wydawnictwa Świat Książki! Pokusiła się ona bowiem – a był to klasyczny strzał w kolano – na podanie przy tytułach cyklu powieści o Ani z Zielonego Wzgórza oraz „najbardziej znane w Polsce tytuły” poszczególnych części cyklu (ktoś zauważył przynajmniej, że bywają różne!) oraz daty ich pierwszych wydań. A tam… kompletny groch z kapustą – absolutny bałagan…


Wystarczy jeden rzut oka, aby dostrzec rażące błędy! I jaką odpowiedź znaleźć na proste pytanie: skąd się one tutaj wzięły? Czyżby w wydawnictwie Świat Książki nikt nie potrafił posługiwać się katalogami bibliotecznymi? Przecież takie informacje można znaleźć bardzo łatwo, szczególnie że cykl L.M. Montgomery opisany jest w tym momencie bardzo szczegółowo. Jeśli się nie chce zaglądać do katalogów, to można przecież zawsze znaleźć te informacje w Internecie, chociażby wpisując zapytanie w przeglądarkę. Kto tutaj zawinił? Bo chyba nie była to sama tłumaczka. Może była to Urszula Ruzik-Kulińska, widniejąca jako wydawca tego tytułu? A może Iwona Denkiewicz, redaktor prowadzący (dlaczego taka męska forma?) wespół z redaktorką, Marią Wirchanowską? Korekta, czyli Jadwiga Piller i Irena Kulczycka, również nie powinny się specjalnie chwalić pracą przy tym tytule (o tym było już powyżej…)

Dla szanownych wydawców jak i wszelkich czytelników, którzy chcieliby znaleźć poprawne informacje, prezentuję poniżej sprostowanie. Cyfry odnoszą się oczywiście do tytułów z listy przytoczonej w posłowiu.

I i II – te podane są prawidłowo, osoba tłumaczki, daty wydania powieści (aczkolwiek w przypadku pierwszej Ani... tom podzielony był na dwie części, które ukazały się odpowiednio w latach 1911/1912 (całość ukazała się jednak w zwartym wydaniu – to gwoli ścisłości). Wymienione zostały wydawnictwa, chociaż nieco niekonsekwentnie, gdyż informacje te zostały pominięte w przypadku kolejnych tytułów.

III – błąd horrendalny. Janina Zawisza-Krasucka owszem, przetłumaczyła tę część, ale wydała ją w 1931 (nie zaś w 1930!) w Retorze pod tytułem Ania na uniwersytecie (to najpopularniejsze, w zasadzie jedyne – z jednym wyjątkiem – współcześnie wznawiane tłumaczenie tego tomu). Ania z Wyspy to przekład autorstwa Andrzeja Magórskiego (Marcelego Tarnowskiego) z roku 1930, którego dzieje są tak skomplikowane, że pokrótce nie da się ich tutaj przytoczyć – ciekawych odsyłam do konkretnych publikacji na ten temat…

IV – to może trudna do znalezienia informacja (chociaż w internecie, na blogach, jest obecna!), ale Ania z Szumiących Topoli była wydana po raz pierwszy w Polsce jeszcze przed II wojną światową, w 1939 roku, a tłumaczką tej części była Maria Rafałowicz-Radwanowa. Tłumaczenie numer dwa, powojenne, autorstwa Aleksandry Kowalak-Bojarczuk, ukazało się nakładem Naszej Księgarni dopiero w roku 1977, nie zaś w 1959!. Przy okazji kwerendy wyszło szydło z worka – błędna informacja pochodzi z… wikipedii! Gratulacje raz jeszcze dla „redakcji”.

V – tutaj  bez błędów; data, wydawnictwo, tłumacz zidentyfikowane poprawnie.

VI – tak, ten tom ukazał się bardzo późno, szkoda jednak, że redakcja nie zamieściła nazwiska tłumaczki, Aleksandry Kowalak-Bojarczuk.

VII – bez błędów; było to jednak, o czym nie każdy zapewne wie, wydanie skrócone (bez ostatniego rozdziału).

VIII – kolejne horrendum. Rilla ze Złotego Brzegu ukazała się w tłumaczeniu Janiny Zawiszy-Krasuckiej jeszcze przed II wojną światową, nakładem Retora, już w roku 1933! Wydanie z 1970 (w jednym tomie z Doliną tęczy) było zresztą wznowieniem tego przedwojennego przekładu.

Szkoda, że w ten sposób zmarnowano tyle papieru...

wtorek, 31 marca 2020

Prolog miłości / Martha Ostenso

Poprzedni wpis poświęciłem najsłynniejszej, debiutanckiej zresztą, powieści tej ciekawej kanadyjskiej pisarki o skandynawskich korzeniach, zatytułowanej Krzyk dzikich gęsi (Wild geese, wyd. oryg. 1925), dlatego ten, kolejny, jako idący za ciosem, będzie dotyczył innego przeczytanego przeze mnie tytułu Marty Ostenso, mianowicie Prologu miłości (Prologue to Love, 1931).

Okładka wznowienia polskiego z 1991 roku (gdański Graf)

Trafiła mi ta powieść w ręce kilka dobrych lat temu, kiedy nazwisko pisarki zaczęło się przewijać w opracowaniach dotyczących literatury popularnej okresu międzywojennego. Swoją drogą, jest to również jedna z niewielu powieści pisarki, która doczekała się w Polsce wznowienia w latach 90-tych ( to dwukrotnego, ale pod dwoma różnymi tytułami!)

Podobnie jak w swej debiutanckiej prozie, także tutaj Ostenso osadza akcję – nieskomplikowaną, bo tym razem sprowadzającą się do wątku czysto romansowego – w scenerii kanadyjskiej prowincji. W charakterystycznym dla siebie uniwersalizmie miejscowym (tzn. braku osadzenia akcji w dystynktywnie wyodrębnionym miejscu), zaobserwowanego już przy lekturze debiutu (co skonfundowało wielu ówczesnych krytyków – czy akcja powieści rozgrywa się w Kanadzie? Stanach Zjednoczonych? A może jednak w Islandii?) wyłonić można z tekstu z rzadka pojawiające się nazwy faktycznie istniejących miasteczek i pomniejszych miejscowości, takich jak Kelowna czy Kamloops) możemy ustalić, iż akcja dzieje się w Kolumbii Brytyjskiej, na zachodnim wybrzeżu Kanady (bardzo blisko granicy ze stanem Washington w USA) w rejonie jeziora Okanagan). Bohaterką jest tajemnicza, wrażliwa Autumn Dean (w wersji polskiej Autumna), atrakcyjna młoda kobieta, która powracając do swych korzeni po pierwsze mota się między dwoma zakochanymi w niej mężczyznami (pierwszy z nich to miejscowy ziemianin Bruce Landor, krzepki i pracowity, drugi zaś to światowy i wypielęgnowany fircyk, Florian Paar), po drugie zaś odkrywa rodzinne sekrety (Bruce, zdradzając nieco przebieg fabuły, okazuje się synem kochanka zmarłej matki Autumny).

To świat i środowisko inne niż to znane nam z Krzyku dzikich gęsi; nawet na tak daleką prowincję docierają bowiem nowinki z wielkiego świata, a Autumna jest już niezależną i nowoczesną dziedziczką większego majątku; bohaterowie podróżują luksusowymi autami z szoferami, uczęszczają w sukniach wieczorowych i smokingach na dansingi, flirtują ze sobą zawzięcie. Dużą rolę, podobnie jak w debiucie pisarki, odgrywać będzie jednak nostalgiczna i skłaniająca do refleksji przyroda, w której również lubuje się główna bohaterka, a która to preferencja połączy ją ostatecznie z przeznaczonym jej ukochanym… Do roli symbolu w tej powieści – podobnie jak tytułowe dzikie gęsi w debiucie – wprowadzony zostaje przez pisarkę pamiątkowy baskijski dzwonek, znaleziony przez jednego z bohaterów powieści – Hektora Cardigana – podczas jego peregrynacji europejskich; dźwięk tego dzwonka zwiastuje bohaterce wielką miłość, ale będzie też – dźwięcząc donośnie na szyi przewodniczącego stadu barana – świadczył o dobrobycie, jaki zapewniła rodzinnemu majątkowi sumienna dziedziczka.

Recenzja z "Kurjera(!) Poznańskiego", R. 29, nr 174 (19 kwietnia 1934)

Gatunkowo dużo lżejsza i jaśniejsza w tonach powieść została spolszczona przez Helenę Hellerównę, a przekład jest jakoby autoryzowany. Tłumaczka ta specjalizowała się w literaturze francuskojęzycznej – jak możemy znaleźć w katalogach, przekładała powieści André Mauroisa, Pierre’a Benoit,  Marcela Prévosta, François Mauriaca a także słynnej prowokatorki Rachilde oraz włoskiego skandalisty Pitigrillego. Tłumaczenie ukazało się w 1934 roku w Powszechnej Spółce Wydawniczej „Płomień” w Warszawie i, zdaje się, ponownie (o czym świadczyłaby data na stronie tytułowej) w 1936.

Okładka kolejnego wznowienia przez Graf, tym razem już pod innym tytułem (1993)

Wznowiona, jak już zdradziłam na początku, powieść została dwukrotnie: po pierwsze w 1991 roku przez gdańskie wydawnictwo Graf w serii „Vive l'Amour” pod swoich pierwotnym tytułem; po raz drugi, dwa lata później, to samo wydawnictwo wydało ten tytuł pod innym tytułem, jak miało to wtedy w zwyczaju – został on przemianowany właśnie na Baskijski dzwonek.

piątek, 28 lutego 2020

Krzyk dzikich gęsi / Martha Ostenso

Bardzo ciekawe dzieje wydawnicze, również w Polsce, towarzyszą debiutanckiej powieści Marthy (w Polsce występującej również pod spolszczoną wersją Marta) Ostenso (1900–1963), Wild geese (1925), znanej i niegdyś bardzo popularnej pod tytułem Krzyk dzikich gęsi. Tytuł ten, obecnie zapomniany i zaliczany raczej do międzywojennej literatury popularnej, w momencie swego ukazania się porównywany był z dziełami twórców wybitnych – Reymonta, d’Annunzia etc. Na bardzo pozytywną recepcję tej powieści w naszym kraju mógł wpłynąć fakt, iż na język polski dzieło to przełożył sławny poeta Leopold Staff, który spolszczył wiele dzieł prawdziwych klasyków (a przekładał ze starogreckiego, łaciny, włoskiego, francuskiego, niemieckiego), takich jak J.W. von Goethe, Jakub de Voragine, Romain Rolland, Tomasz Mann czy Gabriel d’Annunzio.

Okładka wznowienia powieści z 1991 w łódzkim wydawnictwie 86 Press 

Na początek jeszcze kilka słów o samej autorce, której dzieje życia wydają się równie ciekawe jak krótkotrwała sława, towarzysząca publikacji pierwszej powieści. Martha Ostenso urodziła się w Norwegii w Haukeland (przedmieścia Bergen) w 1900, jednak już w wieku kilku lat wraz ze swoją rodziną wyemigrowała do środkowej Kanady – prowincji Manitoba, gdzie w późniejszym okresie rozpoczęła studia na uniwersytecie stanowym (nigdy nie ukończone) oraz pracowała jako nauczycielka (przez pewien czas rodzina mieszkała również w Poznawszy tam swojego przyszłego męża, nauczyciela Douglasa Durkina, wkrótce opuściła kanadyjską prowincję, udając się do Nowego Jorku (Durkin porzucił dla niej żonę i dzieci), gdzie Durkin pracował jako wykładowca na uniwersytecie Columbia, Ostenso zaś rozwijała swój talent literacki. Para wzięła ślub w 1944 roku, po śmierci pierwszej żony Durkina, przenosząc się później do Hollywood. Autorka zmarła w 1963 w Seattle, a jej przedwczesna śmierć miała być spowodowana nadużyciem alkoholu.

Martha Ostenso

Akcja powieści Krzyk dzikich gęsi osadzona jest właśnie na kanadyjskiej zapadłej prowincji. Do małego miasteczna rolniczego przybywa nowa nauczycielka z miasta, Linda Archer. Pod swój dach – zgodnie z tradycją miasteczka – przyjmuje ją najbogatszy osadnik, pochodzący z Islandii Kaleb (w oryginale Caleb) Gare, który dręcząc swoich sąsiadów zmusza ich do sprzedaży ziemi, zostając w ten sposób okolicznym monopolistą i zmusząjąc swoją żonę oraz liczne potomstwo (ma dwie córki oraz dwóch synów) do niewolniczej pracy na roli. Mimo iż córki i synowie marzą o opuszczeniu surowego domu, prowadzone przez stłamszoną matkę Amelię, Kaleb skutecznie powstrzymuje ich przed tym, posługując się szantażem. Nowa nauczycielka, Linda, zdaje się od początku swego pobuty u Gare’ów rozsadzać istniejący system, przypominając matce o jej młodzieńczych porywach i ambicjach, zaś potomstwu Kaleba pokazując inną drogę – zachęcając ich do niesubordynacji wobec ojca-tyrana. Amelia ukrywa również tajemnicę, o której wie jedynie Kaleb – miała ona nieślubnego syna przed małżeństwem z rolniczym potentatem, który nagle pojawia się w wiosce, okazując się wrażliwym, przystojnym młodzieńcem, który ze wzajemnością zakochuje się w nowej nauczycielce...
Powieść operuje wieloma znanymi z literatury obyczajowej motywami – nieślubne dziecko, powrót po latach, małżeństwo z rozsądku, dotyka również zagadnienia emancypacji kobiet. Postać będąca osią wydarzeń – Kaleb Gare – nie wzbudza z pewnością sympatii czytelnika, jednak wzbudza też swego rodzaju respekt jako człowiek wyznający pewne zasady i postępujący ze straszliwą konsekwencją (co doprowadza ostatecznie do załamania się jego wiary). Opis surowej, okrutnej przyrody i ciężkiej pracy, jaka wiąże się z uprawą ziemi, z pewnością był dla ówczesnych czytelników czymś nowym, zaskakującym, do tej pory nieznanym. Twierdzono, iż Ostenso połączyła pisarską tradycję anglosaską ze skandynawską szkołą realizmu, epatującą ponurością i mrokiem. Coś na pewno było na rzeczy, skoro w Polsce recenzenci dostrzegli podobieństwa między powieścią Ostenso a Chłopami (1902–1908) Władysława Reymonta (postać Kaleba Gare’a mogła nasunąć pewne skojarzenia z Maciejem Boryną, dla którego tak samo ziemia była wartością najwyższą).

 K. Czachowski, Przekłady Leopolda Staffa [w:] "Czas: dziennik poświęcony polityce krajowej i zagranicznej oraz wiadomościom literackim, rolniczym i przemysłowym" R.81, nr 84 (12 kwietnia 1928) - jedna z recenzji przekładu, w której powieść Ostenso porównana zostaje z dokonaniami pisarzy z wysokiej półki

Ostenso napisała później wiele powieści, z których pewna część ukazała się również w Polsce, na fali popularności debiutanckiej książki. Żadna nie odniosła jednak ponownie sukcesu Krzyku dzikich gęsi, a to za sprawą dużego podobieństwa i wtórności kolejnych tworów wobec tej pierwszej, niedoścignionej.

"Chwila: dziennik dla spraw politycznych, społecznych i kulturalnych", R.11, nr 3620 (22 kwietnia 1929)

Warto dodać, iż powieść została trzykrotnie sfilmowana: poza ekranizacją amerykańską z 1927 roku (film niestety nie przetrwał do naszych czasów) powstała w 1961 roku również austriacka (Der Ruf der Wildgänse), osadzająca akcję jeszcze przed Wielką Wojną. Z kolei współczesny nam Po żniwach [After the Harvest (2001)] to telewizyjny i wierny literze powieści film produkcji amerykańskiej, w której rolę Kaleba Gare’a gra Sam Shepard (film kręcony był w prowincji Alberta w Kanadzie).



 Stopklatki z najnowszej ekranizacji powieści z 2001 roku

Reklama powieści [w:] L. Belmont, Markiza Pompadour miłośnica królewska: romans historyczny

W Polsce powieść ukazała się po raz pierwszy w drugiej połowie lat 20-tych (1928?) nakładem Instytutu Wydawniczego „Renaissance”, w którym ukazywały się również inne przekłady Staffa. Wznowiono tytuł jeszcze w latach 30-tych, prawdopodobnie w okolicach 1936 roku.

A. Mikułowski, Lektura wakacyjna [w:] "Prosto z Mostu: tygodnik literacko-artystyczny", R.2, nr 31 (26 lipca 1936)

Po wojnie, w 1948, pozycję wznowił J. Kubicki; nieprawdą więc jest, jak reklamowało swoje wznowienie łódzkie Wydawnictwo 86 Press w 1991 (w serii „Verte”), jakoby było to pierwsze wydanie powojenne (wydawnictwo to wznowiło również inny tytuł Ostenso, Korzeń Mandragory).

J. Kisielewski, Ludzie morza (Na marginesie książek) [w:] "Kurjer Poznański", R.30, nr 305 (7 lipca 1935) - wyd. główne


Tytuł powieści, w oryginale mniej rozpoetyzowany niż w polskim przekładzie, nawiązuje do zjawiska przyrodniczego: dzikie gęsi jesienią donośnym krzykiem nawołują się nawzajem do odlotu. Bohaterowie powieści Ostenso, rodzina Gare’ów, próbują żyć jak najdłużej zgodnie z oczekiwaniami ojca rodziny, jednak prędzej czy później musi w ich rodzinie nastąpić rozłam; muszą oni zacząć żyć w zgodzie z samymi sobą.

wtorek, 28 stycznia 2020

O zagranicznych tłumaczeniach tytułów serii o "Ani..." L.M. Montgomery

Czy obco brzmiące tytuły książek potrafią niekiedy również Was, Drodzy Czytelnicy, zainspirować do marzeń o odległych lądach i dalekich podróżach? Z pewnością wydawane w różnych językach powieści L.M. Montgomery sprawiały, że ich autorka – osoba wrażliwa na brzmienie słów, o czym świadczą jej liczne uwagi w dziennikach – zachwycała się faktem, iż jej twórczość zawędrowała na sam koniec świata... A pamiętać trzeba, że była to na ówczesne warunki bardzo daleka podróż, patrząc z perspektywy pisarki wyrosłej na Wyspie Księcia Edwarda, o której za jej sprawą usłyszeć mógł szeroki świat...

Co zrobić jednak w przypadku, kiedy tytuły nie zawsze tłumaczone są dosłownie i ich brzmienie nie kojarzy nam się z żadnym konkretnym tomem? Może warto zastanowić się nad motywacją tłumacza – czy też wydawcy – dlaczego taką a nie inną decyzję podjęto w sprawie publikacji powieści. Poniżej zestawiłem tytuły ośmiotomowego cyklu powieści o Ani z Zielonego Wzgórza w tłumaczeniach niemieckim i szwedzkim – uznałem je za najbardziej interesujące, gdyż to właśnie w ich przypadku spotkać można najwięcej zmian wobec brzmienia oryginału. W przypadku publikacji polskich z pewnością dla znawców tematu dobrym przykładem takiego precedensu jest trzeci tom przygód Ani, czyli Ania na uniwersytecie (w tłumaczeniu Janiny Zawiszy-Krasuckiej, wydana również nielegalnie, choć w większej zgodzie z tytułem oryginalnym, jako Ania z wyspy przez Księgarnię Francuza w przekładzie Andrzeja Magórskiego [Marcelego Tarnowskiego]). Ciekawym przykładem jest też dość arbitralne tłumaczenie Ingleside jako Złotego Brzegu w dwóch tomach, w których w oryginale angielskim pojawia się ten toponim.

Warto również przypomnieć, iż jednym z pierwszych tłumaczeń prozy Montgomery na języki europejskie była wydana w 1910 (jedynie dwa lata po premierze amerykańskiej) Ania z Zielonego Wzgórza w tłumaczeniu na język niderlandzki; tłumaczka, Betsy de Vries, bądź też wydawnictwo, H.D. Tjeenk Willink & Zoon z Haarlemu, wydali ją pod tytułem In veilige haven, który znaczy W bezpiecznej przystani. Kolejne tomy cyklu miały już (niestety?) tytuły przetłumaczone dosłownie z angielskiego, a sama pierwsza część cyklu, przetłumaczona później jeszcze kilkakrotnie, znana jest dzisiaj w Niderlandach i Belgii głównie pod tytułem Anne van het Groene Huis (czyli z kolei Ania z Zielonego Domu). Z translatorskich ciekawostek nadmienię jeszcze, iż pierwsze tłumaczenie Błękitnego zamku (The Blue Castle), dokonane również przez Betsy de Vries (ukazało się w tym samym haarlemskim wydawnictwie w roku 1927) nosi wdzięczny tytuł Valeria’s droomslot, czyli Zamek marzeń/snów Valerii.

Okładka i strona tytułowa pierwszego tłumaczenia na język niderlandzki

Poniżej prezentuję tytuły tłumaczeń niemieckich, z których większość wyszła dopiero na przełomie lat 80-tych i 90-tych za sprawą popularności ekranizacji Kevina Sullivana.

Anne of Green Gables
Anne auf Green Gables
Anne of Avonlea
Anne in Avonlea
Anne of the Island
Anne in Kingsport
Anne of Windy Poplars
Anne in Windy Willows
Anne’s House of Dreams
Anne in Four Winds
Anne of Ingleside
Anne in Ingleside
Rainbow Valley
Anne im Rainbow Valley
Rilla of Ingleside
Anne und Rilla – Zum ersten Mal verliebt/
Anne und Rilla – Der Weg ins Glück

Zmiany w tłumaczeniu tytułów widoczne są w przypadku trzeciego i piątego tomu, jak również w przypadku ostatniego, gdzie główną bohaterką nie jest już Ania, a jej córka, Rilla. Jak widać, w dwóch pierwszych przypadkach wydawca kładł nacisk na zachowanie schematu zawierającego imię Anne oraz toponimu – w pierwszym nazwy miasta, gdzie Ania uczęszcza na uniwersytet, czyli Kingsport, w drugim zaś nazwy domu, gdzie Ania znalazła swą przystań marzeń. W przypadku tomu poświęconego Wielkiej Wojnie również zostało zachowane imię Anne, a dodatek do tytułu oznacza albo Po raz pierwszy zakochana albo Droga do szczęścia, w zależności od tłumaczenia.

Jeszcze ciekawsze zmiany zaobserwować możemy w przypadku tytułów szwedzkich, które ukazywały się – ze względu na ogromną popularność serii – w drugiej dekadzie XX wieku, jak również w latach 20-tych i 30-tych. Warto również przypomnieć, że to właśnie szwedzka translacja (1909; był to pierwszy przekład powieści Maud na język obcy) była tą, którą spolszczyła w 1911/12 roku Rozalia Bernsteinowa – o czym pisał dr hab. Piotr Oczko.

Anne of Green Gables
Anne på Grönkulla
Anne of Avonlea
Vår vän Anne
Anne of the Island
Drömmens uppfyllelse
Anne of Windy Poplars
Anne på egen hand
Anne’s House of Dreams
Drömslottet
Anne of Ingleside
Anne på Ingleside
Rainbow Valley
Regnbågens dal
Rilla of Ingleside
Lilla Marilla

To właśnie owo szwedzkie Grönkulla można obarczać odpowiedzialnością za ukucie przez pierwszą polską tłumaczkę powieści toponimu Zielone Wzgórza, które pozostało już na zawsze złączone w naszym języku z rudowłosą bohaterką z Avonlea. Wyraźne różnica w potraktowaniu tytułów, jak i przejawiający się w nich schemat, widać jak na dłoni w przypadku kolejnych tomów. W przypadku Ani z Avonlea mamy w języku szwedzkim Vår vän Anne, czyli Naszą przyjaciółkę Anne; Ania na uniwersytecie to zaś Drömmens uppfyllelse, czyli Spełnienie marzenia o studiach; Ania z Szumiących Topoli po szwedzku nazywa się Anne på egen hand, a więc Ania na własną rękę. Od kolejnego tomu, czyli Wymarzonego domu Ani (Drömslottet, czyli Zamku marzeń) widać już tendencję do dosłownego tłumaczenia tytułów. Jak więc można zaobserwować, szwedzki tytuły koncentrują się nie na toponimach – jak w przypadku tłumaczeń niemieckich – a raczej na procesie dojrzewania i stawania się dorosłą kobietą, który składa się na życie bohaterki.

Do szczegółowych informacji dotyczących nazwisk tłumaczy, dat i miejsc wydania poszczególnych tomów odsyłam do katalogów WorldCat, z których czerpałem informacje – niestety, nie udałoby mi się pomieścić tutaj wszystkich tych informacji bez uszczerbku dla potoczystości lektury wpisu.

Dyskusje translatologiczne należą do najciekawszych, jakie miałem przyjemność w życiu prowadzić – zapraszam więc wszystkich chętnych do otwartej dyskusji na ten temat!

wtorek, 31 grudnia 2019

Uskrzydlona przygoda / Irena Szczepańska

O innej, późniejszej powieści tej autorki – Córce kapitana okrętu (1938) – pisałem już jakiś czas temu. Jako że nie była to najprzyjemniejsza czy też najlżejsza dla mnie lektura, do Uskrzydlonej przygody, która stała u mnie na półce już od bez mała trzech lat, zabierałem się niespiesznie... Ale ponieważ bardzo chciałem opisać ją na blogu, a była to nota bene ostatnia nieprzeczytana pozycja z serii „dla dziewcząt” gdańskiego Grafu, w końcu przyszła na nią kolej. O dziwo, ta wcześniejsza produkcja Szczepańskiej była w lekturze strawniejsza (być może dlatego, że miejscem wydarzeń była w jej wypadku wyłącznie Polska, nie zaś cały szeroki świat, od Włoch po Indie, jak w przypadku Córki kapitana okrętu), jednak...

 
Międzywojenne portrety Ireny Szczepańskiej znalezione w zasobach NAC

Właśnie, ale o tym może za chwilę. O czym zaś traktuje Uskrzydlona przygoda? Jest to przykład powieści pensjonarskiej, szeroko czytanej jeszcze w okresie międzywojennym, kiedy to młode panny pobierały nauki w wyizolowanym i restrykcyjnym środowisku, a towarzystwo płci przeciwnej było im serwowane jedynie od święta i przy zachowaniu szczególnych środków ostrożności. Kilka takich powieści opisałem już na blogu – od jeszcze dziewiątnastowiecznych opowiastek autorstwa T.L. Meade po wczesnodwudziestowieczne produkcje Jean Webster. Szczepańska postanowiła sobie pograć z gatunkiem powieści pensjonarskiej na modną w okresie Dwudziestolecia Międzywojennego nutę „moderne” – a więc i jej bohaterka, Hanka, jest tu, mimo nastoletniego wieku, panienką na wskroś „moderne”, której i edukacja seksualna, i obycie towarzyskie (brylowanie w mocno zawoalowanym flircie, tudzież korzystanie z używek – papierosów i alkoholu) nie są obce. Co więcej, większość jej koleżanek, które tak jak i ona pobierają naukę i mieszkają w klasztorze, niewiele się od niej pod tym względem różni. Mimo iż chowają się pod okiem (mało bystrych, trzeba dodać) zakonnic, nauka nie jest dla nich najważniejsza – liczą się głównie właśnie flirty, przygody i zabawa. Przychodzi mi tutaj na myśl pewna niepochlebna recenzja, która w okresie międzywojennym ukazała się w polskiej prasie, a dotyczyła Ani na uniwersytecie L.M. Montgomery – tej książce również zarzucono, iż życie uniwersyteckie Ani i jej koleżanek sprowadza głównie do zabaw i szeroko pojętej aktywności towarzyskiej. Przy Uskrzydlonej przygodzie powieść Montgomery to jednak dzieło o walorach wręcz dydaktycznych!

Hanka, urodzona w Paryżu (domyślam się, że jeszcze w środowisku polskiej emigracji przed odzyskaniem niepodległości Polski w 1918 roku) i niestety nigdy właściwie niewychowywana przed rodziców (mamę – wiecznego podlotka, niedojrzałą dziennikarkę i ojca, artystę-malarza) ma, owszem, talent do nauki i pozyskiwania sobie przyjaźni, jednak głównie liczy się dla niej pozycja w klasztorze oraz tzw. „draka”: im więcej jej, tym ciekawiej się żyje. Wzdycha od samego początku do Witolda, asa lotnictwa sportowego (które szeroko propaguje w niepodległym już kraju); młodzieniec ten, bijący rekordy światowe, jest w dodatku obiektem westchnień każdej panny, jednak Hania może liczyć u niego na względy specjalne, gdyż poznała go już w dzieciństwie, jeszcze we Francji. Mimo, iż wokół Hani kręci się wielu mężczyzn – w tym żonaty nauczycie biologii, profesor Granicz (który w dość nietypowy sposób wymaga na niej bardzo erotyczny pocałunek, mimo iż Hania przyjaźni się blisko z jego małżonką), Witold nie wydaje się o nikogo zazdrosny, a jego miłość – szczera, jak się wbrew pozorom okazuje, bo flirciarzem jest nieprzeciętnym – wydaje się rzeczą wręcz naturalną.

Od samego początku lektury, szczególnie od momentu, kiedy stawała się ona coraz pikantniejsza, pojawiły się u mnie podejrzenia: jak też taka frywolna lekturka została przyjęta przez konserwatywnych mimo wszystko krytyków okresu międzywojennego? Jak się wkrótce okazało, przeczucie mnie nie zawiodło. Książka, która w formie zwartej ukazała się (z podtytułem „powieść pensjonarska”) w 1934 roku nakładem krakowskiej Księgarni Powszechnej (wydawnictwa słynącego ówcześnie z publikacji powieści Johanny Spyri), okazała się nie lada skandalem w ówczesnym światku wydawniczym. Wycofano ją z bibliotek, o czym informował „Mały przegląd: pismo dzieci i młodzieży” w 1938, na łamach zaś powiązanego śliśle z ONR (jako dodatek do antysemickiego dziennika „ABC”) „Prosto z mostu” powieść Szczepańskiej została poddana olbrzymiej krytyce.

"Mały Przegląd : pismo dzieci i młodzieży: tygodniowy dodatek bezpłatny" do nr 295 "Naszego Przeglądu". R.13, nr 42 (21 października 1938)

(w tym miejscu autor listu przytacza liczne cytaty z wybranych kart powieści)

"Prosto z Mostu: tygodnik literacko-artystyczny" R.2, nr 53/54 (20 sierpnia 1936)

Nie zmieniło to faktu, że część czytelniczek faktycznie się z powieścią zetknęła. O swojej nią fascynacji oraz inspiracji, jaką z niej czerpała, napisała w w 1937 roku pracę konkursową niejaka R. Schüsslerówna, która opublikowana została w krakowskim „Nowym dzienniku” (polskojęzycznej gazecie żydowskiej). Swoją drogę warto nadmienić, iż Szczepańska publikowała swoje krótkie opowiadania w żydowskiej prasie międzywojennej.

"Nowy Dziennik" R.20, nr 290 (22 października 1937) + dod.

Co ciekawe, zanim powieść wyszła w formie książki w 1934, ukazywała się ona w odcinkach na łamach krakowskiego dziennika „Na szerokim świecie” jeszcze rok wcześniej (1933); nosiła tam jednak tytuł Uprowadzona.

"Na Szerokim Świecie  kurjer tygodniowy w obrazach i słowie dla miast i wsi": Warszawa, Kraków, Lwów [...] R.6, nr 48 (26 listopada 1933)

Po wojnie książka (najprawdopodobniej, bo nie spradziłem tej informacji ze względu na brak dostępu do tych danych) trafiła na indeks pod zarzutem szerzenia niezdrowej atmosfery, co zarzucano jej w końcu także w międzywojniu (warto jednak zauważyć, że Córka kapitana okrętu doczekała się po wojnie wznowienia, ale dopiero w 1958 roku). Uskrzydlona przygoda wyszła ponownie jedynie w gdańskim Grafie, w 1991 roku.

Okładka wznowienia z 1991 przez gdański Graf

Przy tej okazji życzę serdecznie wszystkim czytelnikom Domu Echa/Echo Lodge wszystkiego najlepszego w nadchodzącym okrągłym roku 2020!

piątek, 22 listopada 2019

Królewski klejnot / Joseph Rudyard Kipling

Głównie właśnie pod tym tytułem znana jest polskiemu czytelnikowi wydawana u nas wielokrotnie jedna z pierwszych powieści autorstwa Josepha Rudyarda Kiplinga (1865–1936), ukazująca się od listopada 1891 do lipca 1892 w czasopiśmie „Century Magazine” pod tytułem Naulahka. Ta ukazująca się w odcinkach przygodowa powieść była owocem kolaboracji przyszłego noblisty (1907) Kiplinga i jego przyszłego szwagra, zmarłego przedwcześnie na dur brzuszny w Dreźnie Charlesa Wolcotta Balestiera (1861–1891), którego siostrę poślubił później Kipling. Autorem Naulahki określany jest jednak zazwyczaj (są w końcu wyjątkowe wydania, w których uwzględnieni są obaj panowie) tylko Kipling, który poddał wspólne dzieło ostatecznej redakcji do wydania książkowego.


Autorzy Naulahki  - Charles Wolcott Balestier (po lewej) i Joseph Rudyard Kipling (po prawej)

Powieść powstała w zasadzie w szczytowym okresie kolonializmu brytyjskiego w Indiach, gdzie Kipling zresztą się urodził. Jej angielski podtytuł, A Story of West and East (Opowieść o Zachodzie o Wschodzie) świetnie oddaje jej treść: jest to zręcznie napisana, trzymająca w napięciu opowieść przygodowa o losach młodego amerykańskiego przedsiębiorcy, Nicka Tarvina, dla którego rozwój rodzinnego miasta – Topazu – obok związku z prześliczną narzeczoną, Kate, jest celem życia. Przyszłość Topazu, a przy tym przyszłość samego bohatera, zależna jest od tego, czy przez miasto przechodzić będzie linia kolejowa łączona stary Wschód Stanów Zjednoczonych z Zachodnim Wybrzeżem. Aby  zdobyć względy decydenta, Nick obiecuje obdarować jego żonę najdroższym klejnotem świata – osławioną tytułową Naulahką, znajdującą się gdzieś w Indiach. To właśnie tam udaje się w charakterze pielęgniarki Kate, a przy ten okazji Nick dołączy do niej w zupełnie innym celu... Bohaterowie przeżywać będą mnóstwo przygód w fikcyjnym stanie Rahore.

Strona tytułowa jednego z pierwszych polskich wydań powieści (Gebenthner i Wolff, 1901)

Powieść uznać można za typową opowiastkę przygodową, jakich całe mnóstwo w okresie kolonializmu. Osadzenie akcji w egzotycznych dla zachodniego czytelnika Indiach tak naprawdę do dziś znajduje mnóstwo naśladowców, aby jedynie wspomnieć sławnego Indianę Jonesa w jego drugim filmie, Indiana Jones i świątynia zagłady (Indiana Jones and the Temple of Doom, 1984). Warto również nadmienić, że w angielskim tytule powieści utrwalił się już na zawsze błąd ortograficzny – prawdopodobnie z winy zecera; powinien on brzmieć Naulakha, którym to słowem określane jest w hindi dziewięć tysięcy [w tym wypadku rupii, przybliżona wartość klejnotu]). W 1892 zaczęto budowę rezydencji Kiplinga w stanie Vermont, niedaleko miasta Brettleboro, z którego pochodził Charles Wolcott Balestier; rezydencję tę nazwano na pamiątkę ich wspólnego dzieła Naulakha, tym razem w formie napisaną poprawnie.



Posiadłość Naulakha  [na tabliczce z błędem] w stanie Vermont

W Polsce powieść wydawano wielokrotnie pod różnymi tytułami; niekiedy nawiązywano do hinduskiej nazwy klejnotu, innym razem eliptycznie tytułowano ją Królewskim klejnotem bądź Czarnym diamentem. Poniżej zamieszczam zestawienie wydań powieści, do których udało mi się dotrzeć, wraz z nazwiskami tłumaczy i datami oraz miejscem wydania.

Tytuł polski
Tłumacz
Wydawnictwo
Rok wydania
Naulahka. T. 1-2
Zygmunt Kłośnik (pseud.) [Zygmunt Januszowski]
L. Fiszer (Lwów/Łódź)
1901
Tajemniczy naszyjnik: romans (Naulahka)
C. N.
Gebethner i Wolff (Warszawa: Wydawnictwo „Tygodnika Illustrowanego”
1901
Królewski klejnot
Józef Olbrycht
s. n. (Warszawa/Lwów)
1929
Królewski klejnot
Józef Olbrycht
Tania Książka (Warszawa)
[1939]
Królewski klejnot
Józef Olbrycht
Graf (Gdańsk)
1991
Czarny diament
Józef Olbrycht
Graf (Gdańsk)
1991
Królewski klejnot
Józef Olbrycht
Korona (Kraków)
1996
Królewski klejnot (audiobook)
Józef Olbrycht
Heraclon International – Storybox (Piaseczno)
[2014]



Wydania gdańskiego Grafu: 1991 (po lewej) i 1993 (po prawej) ze zmienionym tytułem

Wydania powieści z 1996 (Korona) oraz audiobook z 2014 roku (Storybox)

Dopisek z dnia 27 listopada 2019
Powieść, zanim ukazała się w formie książkowej, była – praktycznie od chwili swojej angielskiej premiery – w polskich tygodnikach, sytuacja przedstawiała się jednak inaczej w każdym z zaborów. Najwcześniej Naulahkę poznać mogli czytelnicy „Kroniki rodzinnej” w zaborze rosyjskim – wychodziła ona w Warszawie już w roku 1893. Następnie powieść drukował w 1901 roku poznański „Wielkopolanin”, a rok później, w 1902, krakowski „Czas”.

Udało mi się znaleźć ogłoszenie prasowe, zapowiadające powieść w dodatku do „Tygodnika illustrowanego(!)”.

"Kurjer Warszawski". R.80, nr 314 (13 listopada 1900)

Zajmującą jest również zapowiedź w samym "Tygodniku illustrowanym(!)", zawierająca także krótkie omówienie historii powstania dzieła.


"Tygodnik Illustrowany(!)". R.41, nr 47 (24 listopada 1900)

Ciekawe w treści jest też ogłoszenie dotyczące projekcji filmu opartego na powieści Kiplinga, którą zapowiadano w prasie częstochowskiej zaraz po zakończeniu Wielkiej Wojny.

"Kurjer Częstochowski". R.1, № 117 (23 lipca 1919)