Ponad rok temu pisałem na blogu o arcyciekawych
losach wydawniczych Złotej Elżuni (Goldelse) autorstwa
dziewiętnastowiecznej niemieckiej powieściopisarki Eugenii Marlitt. Zachęcony
dobrymi wrażeniami po lekturze niedawno sięgnąłem po kolejne tytuły autorki;
poza wspomnianą Złotą Elżunią w Polsce ukazały się
trzy inne typowo sentymentalne powiastki.
Eugenie Marlitt
Hrabiankę Gizelę (Reichsgräfin
Gisela) zaliczyć można jeszcze do wczesnych dzieł pochodzącej z Arnstadt
autorki – powieść, po pierwszej publikacji w gazecie "Die Gartenlaube" ("Altana"), wyszła w dwóch tomach w 1869 roku. Podobnie jak
wcześniejsza Złota Elżunia, opowiada ona losy promiennej dorastającej panienki, na
której ciążą jednak winy jej babki, hrabiny Völdern (w wersji polskiej: Voldern),
którą fizycznie zresztą bardzo przypomina. Fabuła tej powieści jest dość zawikłana –
poprzedza ją swoisty prolog, opisujący wydarzenia z dzieciństwa hrabianki,
ukazuje tło traumatycznych zajść, w wyniku których dziecko zapada na kilka lat
w niemoc psychiczną. Choroba ta – ze względu na dziedziczenie przez nią
olbrzymiego majątku po babce, który ta pozyskała w wyniku konszachtów i
manipulacji miłosnych, a który należeć powinien do rodziny książecej – będzie wykorzystywana
przez niecnego ministra, ojczyma Gizeli; jest to bardzo demoniczna postać, najbarwniejsza
pod tym względem w całej twórczości Marlitt. Nie brakuje również motywu romantycznego – w Gizeli zakocha się pojawiający się w okolicy incognito świadek wydarzeń sprzed lat, uchodzący w kręgach możnych za
brazylijskiego milionera. Ciekawy jest również wątek obdarzonej wyjątkową urodą
mieszczki Jutty, która omamiona
blichtrem życia arystokracji porzuca uczciwego narzeczonego i zostaje żoną
samego ministra – o tym, czy poślubiła go z miłości czy z wyrachowania
czytelnik przekona się dopiero na ostatnich kartach książki.
Pierwsza strona periodyku "Die Gartenlaube" ("Altana"), w której ukazywały się powieści Marlitt; tutaj z 1869 roku, z pierwszym rozdziałem Hrabianki Gizeli
Wymowa dzieła jest typowa dla
twórczości Marlitt: mamy tu do czynienia z apoteozą mieszczaństwa niemieckiego,
surowej krytyce – z punktu przede wszystkim moralnego – poddawana jest arystokracja;
tytułowa Gizela występuje tu w funkcji ogniwa, które po latach klęsk i
nieszczęść w końcu doprowadzi do pojednania zwaśnionych warstw, obejmując także rolę opiekunki ludu. Ciekawy jest również zawsze pojawiający się u Marlitt
motyw kalectwa – tutaj wykorzystany raczej symbolicznie, w postaci domniemanej niemocy
hrabianki, spowodowanej przeżytą w młodości traumą; należy pamiętać, że sama niedługo żyjąca autorka (zmarła w wieku 62 lat) była osobą niepełnosprawną –
cierpiąca na zapalenie stawów dożyła swych dni w wózku inwalidzkim, zmagając
się do tego z postępującą głuchotą. W Złotej
Elżuni alter ego autorki była postać kalekiej Helene von Walde (w
spolszczeniu Bukowieckiej: Marii Malickiej); siostra protagonisty, ze względu
na swoją niepełnosprawność, skazana została przez autorkę nie tylko na
samotność, ale także na śmierć (chociaż ta oszczędzona została czytelnikowi w
spolszczeniu Bukowieckiej) – w Hrabiance
Gizeli choroba bohaterki jest jedynie kłamstwem wykorzystywanym niecnie
przez jej wrogów, dlatego ostateczne go zdemaskowanie umożliwia bohaterce pełnię
szczęścia w miłości, zamążpójscie oraz założenie rodziny.
Okładka pierwszego polskiego wydania powieści z 1932(1933) roku
Po raz pierwszy polska
publiczność czytelnicza mogła zapoznać się z powieścią jeszcze w XIX wieku, w
roku 1869, gdyż ukazywała się ona odcinkami na łamach „Wędrowca”, czasopisma dla
podróżników warszawskiego wydawcy, Józefa Ungera (należał do niego także „Tygodnik
illustowany(!)”, na łamach którego ukazywała się wcześniej w odcinkach Złota Elżunia, która w końcu wydana
została też w formie książki w 1868 roku). Przekładu powieści, zatytułowanej Hrabina Gizela, dokonał Filip
Sulimierski, redaktor rzeczonego periodyku, który został jego właścicielem w
latach 1870–1883.
W „Kłosach” (wydawanych przez
Salomona Lewentala) w szkicu literackim, w którym krytyk literacki Teodor
Jeske-Choiński dokonuje porównania twórczości Eugenii Marlitt i Elżbiety Werner
(Elisabeth Bürstenbinder), pojawia się krótka recenzja Hrabiny Gizeli, którą przytaczam poniżej. Warto nadmienić, że w
samym szkicu (ukazującym się na łamach pięciu numerów „Kłosów”, od 742 do 748)
tytuł powieści pojawia się w trzech wersjach – również jako Księżniczka Gizela oraz Udzielna hrabina Gizela. Autor szkicu
zapewne znał utwór z lektury niemieckiego oryginału, nie wspomina on nawet o
polskim przekładzie drukowanym w „Wędrowcu”.
"Kłosy", t. 29, nr 747 (23 października 1879)
Powieść ukazała się jako druk
zwarty w wiernym przekładzie Janiny Buchholtzowej po raz pierwszy w 1932 lub
1933 roku (tę datę nosi wydanie, mogło być ono jednak antydatowane, zgodnie z
ówczesnymi praktykami - w tej kwestii katalogi zawierają rozbieżne informacje)
w wydawnictwie Jakuba Przeworskiego; kolejne wydanie wyszło jeszcze w wojennym
roku 1939.
Wydanie to zawiera pięć ilustracji anonimowego artysty: brak o nich jakiejkolwiek informacji - przeglądając cyfrową wersję powieści dostępną w Bibliotece Śląskiej odniosłem wrażenie, że są one rozmieszczone w książce w nieodpowiedniej kolejności. Na pierwszy rzut oka uderza oczywiście fakt, ze są one całkowicie anachroniczne - przedstawiają bowiem realia lat 30-tych XX wieku, w których powieść została wydana, nie zaś okres sprzed zjednoczenia Niemiec w XIX wieku.
Ilustracje nieznanego pochodzenia w polskim wydaniu powieści z roku 1932(1933)
Jako szkodliwe społecznie w 1951 w Wykazie książek podlegających niezwłocznemu wycofaniu w dziale trzecim po pozycją numer 337 figurowały już wszystkie utwory Marlitt; z kolei fala wznowień przedwojennych tytułów na początku lat 90-tych XX wieku ominęła Hrabiankę Gizelę, wznowione zostały (nawet kilkakrotnie) pozostałe tytuły autorki. Dopiero wydawictwo Ethos w 2000 roku wznowiło Hrabiankę Gizelę (wraz z dwie innymi powieściami Marlitt – Złotą Elżunią oraz Panienką ze starego młyna) w serii wydawniczej „W cieniu dorastających dziewcząt”. Swoją drogą, pozycja ta odznacza się dziwną i niezrozumiałą dla mnie okładką.
Okładka Hrabianki Gizeli z 2000 roku
Przekład Buchholtzowej – co udało
mi się stwierdzić po wstępnej analizie – jest bardzo wierny oryginałowi;
warsztat tej tłumaczki jak na czasy, w których przyszło jej pracować, odznaczał
się olbrzymim profesjonalizmem. Buchholtzowa wiernie oddaje realia niemieckiej
topografii, skomplikowanych kwestii religijnych czy obyczajów; pojawiający się
w powieści – jak to ma miejsce zazwyczaj u Marlitt – wątek żydowski został
tutaj również oddany wiernie, co – jak wiemy – było na ówczesne czasy
rzadkością; chodzi o kwestię przyjmowania dzieci żydowskich do założonego i
sponsorowanego przez brazylijskiego plantatora przytułku dla sierot – fakt ten
jest głośno krytykowany przez krąg miejscowych arystokratów, tymczasem rzeczony
milioner twardo obstaje przy swoim zdaniu, twierdząc, że nie tylko
chrześcijańskie dzieci mają przywilej zostania sierotami, problem ten dotyczy
także dzieci innych wyznań. Po raz kolejny możemy zatem stwierdzić, że proza
Marlitt – w tym przypadku wydana na rok przed wojną francusko-pruską i na dwa
lata przed zjednoczeniem Niemiec – była bardzo
postępowa. Powieść była dwukrotnie filmowana w Niemczech i Austrii: w 1919
i 1922 roku.
Okładka e-bookowego wydania powieści; wydawnictwo SAGA Egmont, 2018
Szczególnie ucieszył mnie Twój opis polskiego przekładu - kolejny raz potwierdza się profesjonalizm tej tłumaczki. Jej postać, po poszukiwaniach, które swego czasu poczyniliśmy, wciąż jest mi bardzo bliska.
OdpowiedzUsuńTen profesjonalizm również mnie bardzo zawsze cieszy... Planuję w najbliższym czasie opisanie innych powieści w tłumaczeniach pani Janiny, więc nie zamykamy jeszcze tego tematu!
UsuńOkładka z e-booka - padłam!! :) :)
OdpowiedzUsuńJa też - chyba ma ilustrować dwa różne oblicz tytułowej hrabianki:)
Usuń