wtorek, 31 grudnia 2019

Uskrzydlona przygoda / Irena Szczepańska

O innej, późniejszej powieści tej autorki – Córce kapitana okrętu (1938) – pisałem już jakiś czas temu. Jako że nie była to najprzyjemniejsza czy też najlżejsza dla mnie lektura, do Uskrzydlonej przygody, która stała u mnie na półce już od bez mała trzech lat, zabierałem się niespiesznie... Ale ponieważ bardzo chciałem opisać ją na blogu, a była to nota bene ostatnia nieprzeczytana pozycja z serii „dla dziewcząt” gdańskiego Grafu, w końcu przyszła na nią kolej. O dziwo, ta wcześniejsza produkcja Szczepańskiej była w lekturze strawniejsza (być może dlatego, że miejscem wydarzeń była w jej wypadku wyłącznie Polska, nie zaś cały szeroki świat, od Włoch po Indie, jak w przypadku Córki kapitana okrętu), jednak...

 
Międzywojenne portrety Ireny Szczepańskiej znalezione w zasobach NAC

Właśnie, ale o tym może za chwilę. O czym zaś traktuje Uskrzydlona przygoda? Jest to przykład powieści pensjonarskiej, szeroko czytanej jeszcze w okresie międzywojennym, kiedy to młode panny pobierały nauki w wyizolowanym i restrykcyjnym środowisku, a towarzystwo płci przeciwnej było im serwowane jedynie od święta i przy zachowaniu szczególnych środków ostrożności. Kilka takich powieści opisałem już na blogu – od jeszcze dziewiątnastowiecznych opowiastek autorstwa T.L. Meade po wczesnodwudziestowieczne produkcje Jean Webster. Szczepańska postanowiła sobie pograć z gatunkiem powieści pensjonarskiej na modną w okresie Dwudziestolecia Międzywojennego nutę „moderne” – a więc i jej bohaterka, Hanka, jest tu, mimo nastoletniego wieku, panienką na wskroś „moderne”, której i edukacja seksualna, i obycie towarzyskie (brylowanie w mocno zawoalowanym flircie, tudzież korzystanie z używek – papierosów i alkoholu) nie są obce. Co więcej, większość jej koleżanek, które tak jak i ona pobierają naukę i mieszkają w klasztorze, niewiele się od niej pod tym względem różni. Mimo iż chowają się pod okiem (mało bystrych, trzeba dodać) zakonnic, nauka nie jest dla nich najważniejsza – liczą się głównie właśnie flirty, przygody i zabawa. Przychodzi mi tutaj na myśl pewna niepochlebna recenzja, która w okresie międzywojennym ukazała się w polskiej prasie, a dotyczyła Ani na uniwersytecie L.M. Montgomery – tej książce również zarzucono, iż życie uniwersyteckie Ani i jej koleżanek sprowadza głównie do zabaw i szeroko pojętej aktywności towarzyskiej. Przy Uskrzydlonej przygodzie powieść Montgomery to jednak dzieło o walorach wręcz dydaktycznych!

Hanka, urodzona w Paryżu (domyślam się, że jeszcze w środowisku polskiej emigracji przed odzyskaniem niepodległości Polski w 1918 roku) i niestety nigdy właściwie niewychowywana przed rodziców (mamę – wiecznego podlotka, niedojrzałą dziennikarkę i ojca, artystę-malarza) ma, owszem, talent do nauki i pozyskiwania sobie przyjaźni, jednak głównie liczy się dla niej pozycja w klasztorze oraz tzw. „draka”: im więcej jej, tym ciekawiej się żyje. Wzdycha od samego początku do Witolda, asa lotnictwa sportowego (które szeroko propaguje w niepodległym już kraju); młodzieniec ten, bijący rekordy światowe, jest w dodatku obiektem westchnień każdej panny, jednak Hania może liczyć u niego na względy specjalne, gdyż poznała go już w dzieciństwie, jeszcze we Francji. Mimo, iż wokół Hani kręci się wielu mężczyzn – w tym żonaty nauczycie biologii, profesor Granicz (który w dość nietypowy sposób wymaga na niej bardzo erotyczny pocałunek, mimo iż Hania przyjaźni się blisko z jego małżonką), Witold nie wydaje się o nikogo zazdrosny, a jego miłość – szczera, jak się wbrew pozorom okazuje, bo flirciarzem jest nieprzeciętnym – wydaje się rzeczą wręcz naturalną.

Od samego początku lektury, szczególnie od momentu, kiedy stawała się ona coraz pikantniejsza, pojawiły się u mnie podejrzenia: jak też taka frywolna lekturka została przyjęta przez konserwatywnych mimo wszystko krytyków okresu międzywojennego? Jak się wkrótce okazało, przeczucie mnie nie zawiodło. Książka, która w formie zwartej ukazała się (z podtytułem „powieść pensjonarska”) w 1934 roku nakładem krakowskiej Księgarni Powszechnej (wydawnictwa słynącego ówcześnie z publikacji powieści Johanny Spyri), okazała się nie lada skandalem w ówczesnym światku wydawniczym. Wycofano ją z bibliotek, o czym informował „Mały przegląd: pismo dzieci i młodzieży” w 1938, na łamach zaś powiązanego śliśle z ONR (jako dodatek do antysemickiego dziennika „ABC”) „Prosto z mostu” powieść Szczepańskiej została poddana olbrzymiej krytyce.

"Mały Przegląd : pismo dzieci i młodzieży: tygodniowy dodatek bezpłatny" do nr 295 "Naszego Przeglądu". R.13, nr 42 (21 października 1938)

(w tym miejscu autor listu przytacza liczne cytaty z wybranych kart powieści)

"Prosto z Mostu: tygodnik literacko-artystyczny" R.2, nr 53/54 (20 sierpnia 1936)

Nie zmieniło to faktu, że część czytelniczek faktycznie się z powieścią zetknęła. O swojej nią fascynacji oraz inspiracji, jaką z niej czerpała, napisała w w 1937 roku pracę konkursową niejaka R. Schüsslerówna, która opublikowana została w krakowskim „Nowym dzienniku” (polskojęzycznej gazecie żydowskiej). Swoją drogę warto nadmienić, iż Szczepańska publikowała swoje krótkie opowiadania w żydowskiej prasie międzywojennej.

"Nowy Dziennik" R.20, nr 290 (22 października 1937) + dod.

Co ciekawe, zanim powieść wyszła w formie książki w 1934, ukazywała się ona w odcinkach na łamach krakowskiego dziennika „Na szerokim świecie” jeszcze rok wcześniej (1933); nosiła tam jednak tytuł Uprowadzona.

"Na Szerokim Świecie  kurjer tygodniowy w obrazach i słowie dla miast i wsi": Warszawa, Kraków, Lwów [...] R.6, nr 48 (26 listopada 1933)

Po wojnie książka (najprawdopodobniej, bo nie spradziłem tej informacji ze względu na brak dostępu do tych danych) trafiła na indeks pod zarzutem szerzenia niezdrowej atmosfery, co zarzucano jej w końcu także w międzywojniu (warto jednak zauważyć, że Córka kapitana okrętu doczekała się po wojnie wznowienia, ale dopiero w 1958 roku). Uskrzydlona przygoda wyszła ponownie jedynie w gdańskim Grafie, w 1991 roku.

Okładka wznowienia z 1991 przez gdański Graf

Przy tej okazji życzę serdecznie wszystkim czytelnikom Domu Echa/Echo Lodge wszystkiego najlepszego w nadchodzącym okrągłym roku 2020!

4 komentarze:

  1. I wzajemnie, Michale! Dziękuję za wszystkie blogowe opowieści o książkach i czekam na kolejne :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Strasznie oburzony ton mają te negatywne recenzje. Jednak, rzeczywiście - w różnego rodzaju ocenach literatury dla dzieci i młodzieży tamtego czasu, królował swego rodzaju dydaktyzm. Na recenzję w podobnym stylu trafiłam kiedyś odnośnie któregoś tomu "Ani z lechickich pól". Ale to raczej oddźwięk tamtych czasów. Ciekawa jestem, co dzisiaj by powiedzieli rodzice na taką lekturę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam szczerze, że pod wieloma względami jako rodzic - chociaż i potencjalny czytelnik - podzielałbym nawet i dziś to oburzenie... Na pewno byłbym ostrożny w podsuwaniu tej lektury młodym czytelnikom. Podoba mi się (chociaż i jednocześnie bawi) uznanie przez recenzenta autorki za erotomankę - takie zaszufladkowanie jej dziwnie ciekawie koresponduje z wizerunkiem widniejącym na znalezionych przeze mnie fotografiach...

      Usuń