wtorek, 26 lutego 2019

Stare zamczysko / Johanna Spyri

Powieść autorstwa Johanny Spyri Schloss Wildenstein ukazała się w 1892 roku. Jest to kolejna powiastka dla młodzieży, w której wyjątkowo wielodzietna rodzina styka się z tajemnicą lokalnego zamku i jego spadkobiercą. Matka dzieci jako młoda dziewczyna wychowywała się z przedwcześniezmarłą siostrą tajemniczego dziedzica, którego jako ducha spotykają na wzgórzach grodu jej właśni potomkowie. Jak zwykle u Spyri rzecz sprowadza się do kwestii wychowawczych, przeciwtawiając sobie świat biednych lecz szczęśliwych życiu bogatych, lecz na swój sposób zdegenerowanych możnych. I jak zwykle u tej pisarki to właśnie postać żywego dziecka natury doprowadza do rozwiązania zagadki starego zamku i znalezienia takiego rozwiązania, który te dwa światy z wzajemną dla siebie korzyścią połączy.


Ilustracje autorstwa Marii Kirk towarzyszące wydaniu Mäzli z 1921 roku

Informacje o tym tytule znaleźć można m.in. na blogu Klasyka Młodego Czytelnika, gdzie ciekawi przeczytają również szczegółowsze streszczenie fabuły. Ciekawostki, które tutaj powtórzę, dotyczą różnorakich tłumaczeń tytułu tej powiastki: była ona wydana po angielsku (aczkolwiek w Ameryce) dwukrotnie, raz jako Mäzli: the story of the Swiss valleys (1921, tłumaczenie Elizabeth P. Stork; to imię jednej z jej córek – i to właśnie pod tym tytułem powieść znana jest najszerzej wśród czytelników anglosaskich; tworzy swoistą trylogię książek dziewczęcych wespół z Heidi [1879–1881] i Kornelii [1890]), ponownie zaś jako Maxa’s Children (1926, tłumaczenie Clementa W. Coumbe; Maxa to oczywiście imię pani pastorowej, owdowiałej matki licznej gromadki).

Okładki dwóch tłumaczeń amerykańskich o różnych tytułach (po lewej - 1921; po prawej - 1926)

Polskie dzieje wydawnicze pełne są, jak zwykle w przypadku twórczości Spyri, pełne zagadek. Nie jestem w stanie ustalić daty pierwszego wydania powieści, jednak na pewno ukazało się ono jako Stare zamczysko przed II wojną światową w latach 30-tych (w artykule Michała Rogoża Kraków i Lwów jako ośrodki wydawnicze literatury dla dzieci i młodzieży w dwudziestoleciu międzywojennym jako data pierwszego wydania tej powieści pada rok 1933, nie jestem jednak w stanie potwierdzić tej informacji w żadnym dostępnym mi katalogu bibliotecznym). Drugi nakład powieści ukazał się w latach wojennych (prawdopobnie 1943, podobnie jak w przypadku przytaczanych wcześniej Heidi i Kornelii), wyszło ono również w krakowskiej Księgarni Powszechnej (Buchdruckerei Pospieschna). Zagadkowa jest również postać tłumaczki, Hanny Marii O’Brien (irlandzkie nazwisko wskazywałoby na ewentualny pseudonim; postać ta nie jest znana z żadnego innego tłumaczenia, we wszelkich katalogach pojawia się wyłącznie jako tłumaczka Starego zamczyska). Wydaniu towarzyszyły anachroniczne (jak zwykle w przypadku Księgarni Powszechnej) ilustracja Karola Foerstera.

Okładka międzywojennego (pierwszego) wydania polskiego; strony tytułowe pierwszego i drugiego (wojennego) nakładu

W latach 90-tych powieść wznowiono jedynie raz; dokonało tego warszawskie wydawnictwo Lektura w 1992 roku.

Okładka wznowienia powieści z 1992 roku

środa, 20 lutego 2019

Kornelia / Johanna Spyri

Swego czasu zamieściłem w Domu Echa wpisy poświęcone szwajcarskiej pisarce Johannie Spyri, jej najbardziej znanej powieści – Heidi, jak również tejże kontynuacjom pióra lozańskiego pisarza Charlesa Trittena. Od dość dawna więc pozostałe dziełka Spyri wydane po polsku czekały na swoją kolej, dziś zatem prezentuję z radością krótki artykuł na temat dziejów wydawniczych powieści zatytułowanej Kornelia.

Okładka Kornelli wydania przedwojennego i wojennego (1934, 1943)

Niemieckojęzyczny oryginał, zatytułowany Cornelli wird erzogen (dosłownie: Kornelia jest wychowywana) ukazał się dziesięć lat po piewszych wydaniu Heidi, a więc w 1890 roku. Samo dość skromnych rodzajów dziełko podejmuje podobną tematykę jak pozostałe powieści pochodzącej z Hirzel autorki – mała bohaterka wychowywana jest przez owdowiałego wcześnie ojca w miejscowości u podnóża Alp. Jest, podobnie jak osierocona zupełnie Heidi, wolnym duchem – nietrzymana w ryzach, zażywa błogosławieństwa spędzania czasu na świeżym powietrzu, obcuje z przyrodą, zdrowo się odżywia, jest rozpieszczana przez służbę... Sprawa przybiera zupełnie inny obrót, kiedy jej ojciec musi udać się w daleką podróż i do opieki nad Kornelią wzywa starszą ciotkę, przybywającą na ratunek wraz ze swoją równie wiekową przyjaciółką. Kobiety te, ucieleśniające mentalność wcześniejszego pokolenia, kiedy dzieci postrzegano jako małych dorosłych, całkowicie zmieniają styl życia młodziutkiej wychowanki, konsekwencje zaś nie dają na siebie długo czekać; Kornelia zaczyna chorować, traci radość życia, wręcz dziczeje. Na szczęście historia, jak to u Spyri, kończy się szczęśliwie – nie zdradzę jednak, jak do tego ostatecznie dochodzi, zachęcając tym samym chętnych do lektury.

Mimo ciepłych słów, jakie na temat tej powieści przeczytałem na różnych stronach internetowych, moim zdanie Kornelia nie wytrzymuje porównania z Heidi. Czytając tę krótką powiastkę odnosiłem wrażenie, że fabuła jest tutaj rzeczą drugo- lub nawet trzeciorzędną; w zasadzie książka ta jest swoistym katechizmem rodzica, pouczającym, jak należy traktować i wychowywać dziecko, a także (na przykładzie działalności starszych pań) czego absolutnie unikać. Kto poznał wcześniej Heidi, ten już wie, że – na szwajcarską modłę – dziecku potrzebne jest przede wszystkim świeże powietrze, dużo świeżego mleka i ruchu, obcowanie z żywymi stworzeniami oraz – dużo miłości...

Polskie dzieje wydawnicze są i w tym przypadku dość ciekawe. Po raz pierwszy powieść ukazała się po polsku dopiero w 1934 (przypuszczalnie, egzemplarz jest bowiem niedatowany) nakładem krakowskiej Księgarni Powszechnej – nota bene, ta sama oficyna w tym samym roku wydała również Heidi w przekładzie Teresy Barmińskiej, będącej również tłumaczką Kornelii. Tytuł polski zbliżony był jednak bardziej do pierwowzoru, brzmiał powiem Kornelli. Wydaniu towarzyszyły grafiki Karola Foerstera, również ilustratora Heidi i, jak się zdaje, również wielu innych powieści dla młodzieży wydawanych przez tę oficynę (w innych tytułach brakuje jednak nieraz informacji dotyczącej pochodzenia ilustracji, stąd przypuszczenie, jednak można się zorientować po podobnym stylu grafik). Imię autorki figuruje w tych wydaniach w swej spolszczonej formie - Joanna.

Strona tytułowa wydania wojennego - wyraźnie oznaczona została data drugiego nakładu

\
Przykładowe ilustracje Karola Foerstera, jak zwykle zresztą anachroniczne w stosunku do treści

Kornelli wyszła nakładem tej samej oficyny w latach okupacji, podobnie jak Heidi. Widnieje tu ta sama data wojennego roku 1943, ta sama alternatywna nazwa wydawnictwa – Buchdruckerei Pospieschna; publikacji tej przyświecały zapewne te same pobudki ideologiczne co w przypadku Heidi. Nie jest to ostatnie dziełko szwajcarskiej pisarki, które wznowiono w latach okupacyjnych – o kolejnym, Starym zamczysku, napiszę niebawem.

Pierwsze powojenne wznowienia powieści, która wyszła już jako Kornelia w 1991 i 1993 roku nakładem gdańskiego Grafu

Wznowienia powieści, w tym samym przedwojennym tłumaczeniu Barmińskiej, ukazały się dopiero w 1991 i 1993 roku nakładem gdańskiego Grafu z tytułem przemianowym na Kornelia (w przypadku tego pierwszego powieść wydana była, tak jak Heidi, w „serii dla dziewcząt”; drugie wydanie nie miało zmienionego tytułu, a takie "przetytułowanie" było w roku 1993 typową praktyką Grafu). W przeciwieństwie do słynnej Heidi Kornelia nie doczekała się zbyt wielu wznowień, nigdy także nie uzyskała w Polsce aż takiej popularności.

piątek, 15 lutego 2019

Pozostała twórczość Eugenii Marlitt po polsku

Przeprowadzone przeze mnie na przestrzeni ostatnich dwóch lat poszukiwania wszelkich możliwych informacji dotyczących twórczości Eugenii Marlitt w języku polskim uświadomiły mi, jak wiele błędów bibliograficznych wiąże się z tą popularną niegdyś pisarką (doczekała się ona w Polsce swoistego renesansu w latach międzywojennych, następnie zaś rozlicznych wznowień w latach 90-tych XX wieku). W katalogach spotkamy się najczęściej z informacją, iż w języku polskim wydane zostały cztery powieści autorki (te, które ukazały się w XX wieku w formie książkowej – począwszy od roku 1900 [Złota Elżunia w opracowaniu Zofii Bukowieckiej wydana przez Michała Arcta]). Kwerenda biblioteczna wykazała jednak, że jeszcze W XIX wieku wszystkie te powieści ukazały się w innych tłumaczeniach w odcinkach w warszawskich periodykach (albo należących do Józefa Ungra „Tygodniku illustrowanym[!]” bądź „Wędrowcu”, albo w „Kłosach” Salomona Lewentala). Poniższe zestawienie zawiera wszelkie możliwe informacje, do jakich udało mi się dotrzeć; ciekawe jest zestawienie różnych tłumaczeń tytułów (wydania XX-wieczne w lwiej części pozostawiły tytuły z XIX-wiecznych tłumaczeń prasowych, niejednokrotnie anonimowych).


I wydanie oryginału (w „Die Gartenlaube”)
Rok I wydania
I polskie tłumaczenie
Rok wydania I polskiego tłumaczenia
II polskie tłumaczenie
Rok wydania II polskiego tłumaczenia
Goldelse
1866
Złota Elżunia [„Tygodnik illustrowany (!)”; w. J. Ungra]
1868
(ad. Z. Bukowiecka, w. M. Arcta)
1900
Reichsgräfin Gisela
1869
(tł. F. Sulimierski, „Wędrowiec”)
1869
(tł. J. Buchholtzowa, w. J. Przeworskiego)
1932/
1933
Das Haideprinzeßchen
1871
[tł. M. Jarmund, „Tygodnik illustrowany(!)]
1875
Księżniczka wrzosów 
(tł. J. Buchholtzowa, w. J. Przeworskiego)
1931
Im Hause des Commerzienrathes
1876
1876
(tł. J. Buchholtzowa, w. J. Przeworskiego)
1932

Problemy związane z tłumaczeniami czy publikacjami danych tytułów przedstawiłem w oddzielnych wpisach im poświęconych, do nich więc odsyłam wszystkich ciekawych lektury.

Poszukiwania informacji dotyczących XIX-wiecznych wydań doprowadziły mnie do kolejnych zaskakujących odkryć: po pierwsze, na łamach wymienionych powyżej periodyków warszawskich bądź nawet w formie książkowej ukazały się przekłady jeszcze czterech innych powieści Marlitt; po drugie, osoba autorki wzbudzała wsród czytelników polskich magazynów ogromne zainteresowanie – zachowały się nie tylko zapowiedzi i recenzje jej powieści, ale także poświęcone jej szkice literackie czy nekrologi. Jest to tak olbrzymi materiał, że przedstawiony przeze mnie wybór jest jedynie częścią (mam nadzieję, reprezentacyjną) ogromu całości. Jak już kiedyś wspomniałem, polska recepcja Marlitt zasługuje na oddzielną monografię; materiałów z pewnością nie brakuje, a niejedna informacja wciąż czeka na odkrycie.

W 1868 roku, na fali popularności Złotej Elżuni (publikowana ona była na łamach „Tygodnika illustrowanego[!]” w tym samym roku) „Wędrowiec” (czasopismo należące również do Józefa Ungra) zaczęło publikować w odcinkach Sinobrodego (Blaubart), powieść, która ukazała się w „Die Gartenlaube” w 1866 roku (a więc tym samym, w którym zadebiutowała Goldelse).

"Wędrowiec", seria 1, t. 11, nr 263 (16 stycznia 1868)

Polska publikacja kolejnej powieści jest dyskusyjna; nie udało mi się natrafić na żądną informację na jej temat w katalogach czasopism tudzież w ich zawartości, jest o niej jednak mowa w licznych artykułach i wspomnieniach dotyczących twórczości Marlitt. Chodzi o Das Geheimniß der alten Mamsell (1867), która – jak podaje w swoim szkicu literackim Teodor Jeske-Choiński – ukazywała się w „Kłosach” w 1867/1868 roku. Osobiście skłaniam się ku tej drugiej dacie, gdyż w przypadku pierwszej powieść ukazałaby się w Polsce w roku niemieckiego debiutu i to jeszcze przed Złotą Elżunią. Polski tytuł, jaki podaje Jeske-Choiński, to Tajemnica starej panny. W innych wzmiankach przekład tytułu pojawia się w różnych wersjach: Stara panna, Pamiętnik starej panny, Pamiętniki starej panny etc.

W bibliografii Estreichera znaleźć można rekord dotyczący publikacji Die zweite Frau z 1874 roku. Powieść ta wyszła znowuż jako dodatek do „Kłosów” pod tytułem Druga żona, bez zaznaczonej daty publikacji (szacowany rok to 1870). W artykule Jeske-Choińskiego z 1879 roku również pojawia się informacja o tym, że powieść podały „Kłosy”.


Ostatnie dzieło to wspomniana już przy innej okazji Die Frau mit den Karfunkelsteinen (1885), wydana w 1888 w formie książkowej. Tytuł tej powieści został później w wyniku błędu przypisany Im Hause des Kommerzienrates (1876) i podany jako alternatywny dla Panienki ze starego młyna. Informację o tym wydaniu również znajdziemy w bibliografii Estreichera.


Wzmianek prasowych o samej Marlitt znalazlem bardzo dużo. Pisał o niej redaktor, a następnie właściciel „Wędrowca”, Filip Sulimierski (przełożył na polski co najmniej jedną jej powieść – Hrabinę Gizelę) w „Kalendarzu warszawskim Józefa Unger” (1870), wspomniany krytyk literacki Teodor Jeske-Choiński (poświęcił jej osobie studium komparatystyczne zatytułowane Elżbieta Werner i Eugenia Marlitt – szkic literacki, które ukazywało się na łamach „Kłosów” w roku 1879 – w numerach 742, 743, 745, 746, 747 i 748 – porównuje on w nim dwie popularne niemieckie pisarki, głównie streszczając ich powieści i wykazując braki w warsztacie pisarkim [jako że sam krytyk był pisarzem, chciałby on skorygować niedociągnięcie wspomnianych dzieł i przedstawia alternatywy dla podjętyc przez twórczynie rozwiązań fabularnych]). Poniżej przedstawiam kilka wybranych fragmentów owego obszernego szkicu.

Jak widać, przepowiednia Teodora Jeske-Choińskiego się nie sprawdziła - Marlitt była jeszcze pupularną pisarką co najmniej 100 lat po publikacji niniejszego tekstu ("Kłosy: czasopismo illustrowane(!) tygodniowe", t. 29, nr 748 [30 października 1879])

O pisarce wspominał równiez niejednokrotnie Józef Ignacy Kraszewski, który na łamach „Bluszczu” posiadał swoją własną kolumnę – Listy z zagranicy. Donosił on w niej o wszelkich nowościach literackich (głównie niemieckich), a o sukcesach wydawniczych autorki z Arnstadt tudzież o zapowiedziach wydawniczych pisał ze szczególnym upodobaniem. Te bezcenne teksty zachowały również kilka anegdot związanych z autorką, które przytaczam poniżej.

"Kłosy: czasopismo illustrowane(!) tygodniowe", t. 16, nr 401 (6 marca 1873)

Poniżej przytaczam również jeden ze znalezionych przeze mnie nekrologów, który napełniej przedstawia czytelnikom postać i dokonania autorki.

"Słowo", r. 6, nr 137 (24 czerwca 1887)

Na samo zakończenie przytaczam jeszcze ciekawy artykuł, który choć błędnie nazywa autorką Złotej Elżuni Elizą Marlitt, w ciekawy i ekspresyjny sposób opisuje jej drogę do sukcesu i wymienia liczne zasługi dla literatury.

"Kurjer codzienny", r. 23, nr 197 (19 lipca 1887)

Eugenia Marlitt była dla czytelników polskich w drugiej połowie XIX wieku jedną z reprezentantek popularnej literatury niemieckiej. Zyskawszy w czasie swojego krótkiego życia ogromną popularność twórczość autorki szybko się zestarzała, a samo jej nazwisko stało się jednym z tych, które ze wstydem i niechęcią wymieniano poźniej w ciągach mieszczańskich romansopisarek – razem ze wspomnianą już Elżbietą Werner czy późniejszą królową romansu, Jadwigą Courths-Mahler.

środa, 13 lutego 2019

Księżniczka wrzosów / Eugenia Marlitt

Księżniczka wrzosów (Das Haideprinzeßchen) to kolejna i zarazem ostatnia powieść niemieckiej powieściopisarki, która ukazała się w języku polskim w druku zwartym (o innych tytułach, wydawanych na łamach XIX-wiecznych periodyków polskim, napiszę jeszcze przy innej okazji). Można by powiedzieć, że jak zwykle w przypadku polskich dziejów wydawniczych Marlitt i tutaj mamy do czynienia z ciekawą historią...

Okładka jedynego powojennego wznowienia powieści; rok 1990, wydawnictwo Book-Tranzyt

Sama powieść ukazała się na łamach czasopisma „Die Gartenlaube” („Altana”) w 1871 roku, w formie książkowej (wydanie w dwóch tomach) rok później. Aby oddać chociaż pobieżnie treść tej, jak zwykle, wzruszającej i barwnie odmalowanej sentymentalnej powiastki, posłużę się fragmentem streszczenia, które zaoferowało czytelnikom wydawnictwo SAGA Egmont, które wznowiło jej przekład w formie e-booka w 2018 roku:
Powieść opowiada o 17 letniej dziewczynie – Leonorze, która jest córką znanego uczonego i wybitnej poetki.Niemal całe dzieciństwo spędziła z dala od rodziców, dziko biegając po zapomnianych przez świat wrzosowiskach, wychowana przez babkę, która pieniądze wyrzuca do rzeki. Leonora to bardzo uczuciowa dziewczyna, zachwyca się każdym kwiatkiem, każdym świergotem ptaszka, każdemu ufa, wszystkim się raduje, a każda niesprawiedliwość łamie jej niewinne serce. Babka Leonory – Klotylda, której życzeniem było wysłać wnuczkę do szkoły, umiera, zostawiając ten kłopot Ilzie, która prędko zawozi nieokiełznaną dziewczynkę do miasta, do jej ojca Wilibalda i do pałacyku pana Eryka Claudiusa – bogatego mieszczanina. (...)
Odnoszę wrażenie, iż ze wszystkich prezentowanych polskim czytelnikom powieści Marlitt tę zaliczyć można do zdecydowanie treściowo najlżejszych. Nie brakuje tu ani typowego dla autorki estetyzowania i apoteozy życia na wsi, ani krytyki myślącego materialistycznie i antysemickiego mieszczaństwa (babka bohaterki, która brzydzi się pieniędzmi i nie jest nawet w stanie znieść ich widoku, jest z pochodzenia Żydówką, co w XIX-wiecznym niemieckim mieście naraża na szykany również jej wnuczkę, Leonorę - wspominałem już o tym przy okazji pierwszego wpisu poświęconego Janinie Buchholtzowej).

Losy polskich przekładów tej powieści są – po raz kolejny – skomplikowane. Kiedy Marlitt wydawała Księżniczkę wrzosów w Niemczech, była ona wśród polskich czytelników twórczynią już znaną, rozpoznawalną głównie jako autorka Złotej Elżuni. Krajowe gazety zapowiadały więc tłumaczenie najnowszej powieści, która początkowo miała ukazywać się w warszawskim „Bluszczu”. Z trzech gazetowych zapowiedzi, dwie podają roboczy przekład tytułu, Leśna boginka (jest chyba jedynie dziełem przypadku fakt, że ponad stulecie później tak zatytułowany zostanie polski przekład wspomnień z dzieciństwa Frances Hodgson Burnett, o którym już pisałem). Zapowiedzi te pełne są uroczych, jednak wprowadzających do bibliografii błędów, typowych dla XIX-wiecznej prasy – ciekawa jest zwłaszcza wzmianka o Złotej Armii (chodzi zapewne o Złotą Elżunię).

"Wędrowiec", seria 2, t. 4, nr 90 (21 września 1871)

"Kurier Codzienny", nr 204 (18 września 1871)

"Kurjer Warszawski", R. 51, nr 196 (5 września 1871)

W końcu powieść trafiła jednak w 1875 roku jako dodatek nadzwyczajny do „Tygodnika illustrowanego(!)”, wydawanego w Warszawie przez Józefa Ungra.
"Tygodnik Illustrowany(!)", seria 2, t. 15, nr 366 (2 stycznia 1875)

Przekładu dokonała Maria Jarmund, o której następujące wspomnienie znalazłem w wydanej w 1930 roku we Lwowie książce Zofii Romanowiczówny zatytułowanej Cienie (kilka oderwanych kart z mojego życia), wydanej przez Ossolineum:


Nie jest więc przekład Janiny Buchholtzowej, który wyszedł w wydawnictwie Jakuba Przeworskiego w 1931 roku, pierwszą translacją dzieła na język polski. To jednak on uzyskał w okresie międzywojennym sporą popularność, która przyczyniła się do wznowienia tytułu w roku 1990 (po usunięciu zakazu cenzury) przez warszawskie wydawnictwo Book-Tranzyt. Było to jedynie książkowe wznowienie Księżniczki wrzosów, mimo iż pozostałe tytuły Marlitt doczekały się w latach 90-tych XX wieku liczniejszych przypomnień. W wersji e-bookowej powieść, podobnie jak pozostałe trzy (Złota Elżunia, Hrabianka Gizela, Panienka ze starego młyna) przypomniało wydawnictwo SAGA Egmont.
Okładka pierwszego wydania książkowego powieści z 1931 roku; przekład Janiny Buchholtzowej

Okładka e-booka wydanego przez SAGA Egmont w 2018 roku

Dopisek z dnia 9 stycznia 2020
Dzięki internetowej aukcji w serwisie allegro wszedłem niedawno w posiadanie egzemplarza pierwszego polskiego wydania książkowego powieści z 1931 roku; jest to opisany powyżej przekład Janiny Buchholtzowej. Egzemplarz nie jest w najlepszym stanie – ma odklejony grzbiet i mocno wytartą – niestety – okładkę. Daje jednak wgląd w pierwsze wydanie powieści oraz dostęp do ilustracji, których zdjęcia prezentuję poniżej. Tym razem – inaczej niż w wypadku ilustracji wydawnictw Przeworskiego – nie są one bardzo anachroniczne i przedstawiona na nich moda w zasadzie odpowiada opisanym przez Marlitt czasom. Wnioskując z porównania stylu z innymi ilustracjami prezentowanymi w tym wydawnictwie, są to dzieła tego samego, anonimowego dla nas niestety, autora.