Poprzedni wpis poświęciłem
najsłynniejszej, debiutanckiej zresztą, powieści tej ciekawej kanadyjskiej
pisarki o skandynawskich korzeniach, zatytułowanej Krzyk dzikich gęsi (Wild geese,
wyd. oryg. 1925), dlatego ten, kolejny, jako idący za ciosem, będzie dotyczył
innego przeczytanego przeze mnie tytułu Marty Ostenso, mianowicie Prologu miłości (Prologue to Love, 1931).
Okładka wznowienia polskiego z 1991 roku (gdański Graf)
Trafiła mi ta powieść w ręce
kilka dobrych lat temu, kiedy nazwisko pisarki zaczęło się przewijać w
opracowaniach dotyczących literatury popularnej okresu międzywojennego. Swoją
drogą, jest to również jedna z niewielu powieści pisarki, która doczekała się w
Polsce wznowienia w latach 90-tych ( to dwukrotnego, ale pod dwoma różnymi
tytułami!)
Podobnie jak w swej debiutanckiej
prozie, także tutaj Ostenso osadza akcję – nieskomplikowaną, bo tym razem
sprowadzającą się do wątku czysto romansowego – w scenerii kanadyjskiej
prowincji. W charakterystycznym dla siebie uniwersalizmie miejscowym (tzn. braku
osadzenia akcji w dystynktywnie wyodrębnionym miejscu), zaobserwowanego już
przy lekturze debiutu (co skonfundowało wielu ówczesnych krytyków – czy akcja
powieści rozgrywa się w Kanadzie? Stanach Zjednoczonych? A może jednak w
Islandii?) wyłonić można z tekstu z rzadka pojawiające się nazwy faktycznie
istniejących miasteczek i pomniejszych miejscowości, takich jak Kelowna czy
Kamloops) możemy ustalić, iż akcja dzieje się w Kolumbii Brytyjskiej, na
zachodnim wybrzeżu Kanady (bardzo blisko granicy ze stanem Washington w USA) w
rejonie jeziora Okanagan). Bohaterką jest tajemnicza, wrażliwa Autumn Dean (w
wersji polskiej Autumna), atrakcyjna młoda kobieta, która powracając do swych
korzeni po pierwsze mota się między dwoma zakochanymi w niej mężczyznami (pierwszy
z nich to miejscowy ziemianin Bruce Landor, krzepki i pracowity, drugi zaś to światowy
i wypielęgnowany fircyk, Florian Paar), po drugie zaś odkrywa rodzinne sekrety
(Bruce, zdradzając nieco przebieg fabuły, okazuje się synem kochanka zmarłej
matki Autumny).
To świat i środowisko inne niż to
znane nam z Krzyku dzikich gęsi;
nawet na tak daleką prowincję docierają bowiem nowinki z wielkiego świata, a
Autumna jest już niezależną i nowoczesną dziedziczką większego majątku;
bohaterowie podróżują luksusowymi autami z szoferami, uczęszczają w sukniach
wieczorowych i smokingach na dansingi, flirtują ze sobą zawzięcie. Dużą rolę,
podobnie jak w debiucie pisarki, odgrywać będzie jednak nostalgiczna i
skłaniająca do refleksji przyroda, w której również lubuje się główna
bohaterka, a która to preferencja połączy ją ostatecznie z przeznaczonym jej ukochanym…
Do roli symbolu w tej powieści – podobnie jak tytułowe dzikie gęsi w debiucie –
wprowadzony zostaje przez pisarkę pamiątkowy baskijski dzwonek, znaleziony
przez jednego z bohaterów powieści – Hektora Cardigana – podczas jego peregrynacji
europejskich; dźwięk tego dzwonka zwiastuje bohaterce wielką miłość, ale będzie
też – dźwięcząc donośnie na szyi przewodniczącego stadu barana – świadczył o
dobrobycie, jaki zapewniła rodzinnemu majątkowi sumienna dziedziczka.
Recenzja z "Kurjera(!) Poznańskiego", R. 29, nr 174 (19 kwietnia 1934)
Gatunkowo dużo lżejsza i
jaśniejsza w tonach powieść została spolszczona przez Helenę Hellerównę, a
przekład jest jakoby autoryzowany. Tłumaczka ta specjalizowała się w
literaturze francuskojęzycznej – jak możemy znaleźć w katalogach, przekładała
powieści André Mauroisa, Pierre’a Benoit, Marcela Prévosta, François Mauriaca a także słynnej
prowokatorki Rachilde oraz włoskiego skandalisty Pitigrillego. Tłumaczenie
ukazało się w 1934 roku w Powszechnej Spółce Wydawniczej „Płomień” w Warszawie i, zdaje się, ponownie (o czym świadczyłaby data na stronie tytułowej) w 1936.
Okładka kolejnego wznowienia przez Graf, tym razem już pod innym tytułem (1993)
Wznowiona, jak już zdradziłam na
początku, powieść została dwukrotnie: po pierwsze w 1991 roku przez gdańskie
wydawnictwo Graf w serii „Vive l'Amour” pod swoich pierwotnym tytułem; po raz
drugi, dwa lata później, to samo wydawnictwo wydało ten tytuł pod innym tytułem,
jak miało to wtedy w zwyczaju – został on przemianowany właśnie na Baskijski dzwonek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz