niedziela, 11 września 2016

Przyjaciółka z młodości / Alice Munro

O Alice Munro ostatnio znów głośno, a to za sprawą filmu pt. Julieta w reżyserii Pedra Almodovara, którego premiera w Polsce miała miejsce tydzień temu. Scenariusz film oparty jest na trzech opowiadaniach z tomu Uciekinierka (Runaway), który Munro wydała w 2004 roku. Nie od tego jednak zbioru opowiadań postanowiłem zacząć swoją lekturową podróż z kanadyjską noblistką (została wyróżniona tą nagrodą w 2013 roku jako "mistrzyni współczesnego opowiadania"). Na pierwszy ogień poszedł tom zatytułowany Przyjaciółka z młodości (Friend of My Youth) wydany w 1990 roku (wydanie polskie w 2013, Wydawnictwo Literackie). Powody, dla którego zdecydowałem się na tę właśnie pozycję, były dwa: po pierwsze tytuł (który w moich uszach pobrzmiewał jakże bliską naszym sercom formułą "kindred spirits"), po drugie zaś fakt, że tłumaczenie wyszło spod ręki Agnieszki Kuc, tłumaczki Ani z Zielonego Wzgórza, którą Wydawnictwo Literackie szeroko promowało z okazji obchodów 100-lecia książki w 2008 roku.



Z pewnością istotną dla czytelników będzie informacja, że kanadyjska noblistka w wywiadach i rożnych wypowiedziach kilkakrotnie wspomniała o swojej ogromnej sympatii dla twórczości swojej rodzaju, L.M. Montgomery - i chociaż na pierwszy rzut oka są to dwa różne światy (do niedawna traktowana przez literaturoznawców po macoszemu autorka sentymentalnych powieści z przełomu wieków oraz wyrafinowana, przedestylowana proza Munro), uważny czytelnik z pewnością może odnaleźć w obu punkty styczności. W udzielonym radiowej Trójce wywiadzie Agnieszka Kuc podkreśliła talent pisarki do przedstawiania rodzinnych obrazów, w których posługuje się dystansem i i ironią: "Wydaje mi się, że w tej kwestii znaczny wpływ miała twórczość Lucy Maud Montgomery".

Na Przyjaciółkę z młodości składa się dziesięć opowiadań, których akcja osadzona jest w różnych miejscach rozległej Kanady, głównie jednak w rejonie prowincji Ontario, miejsca pochodzenia autorki. W tym tomie nie pojawia się Wyspa Księcia Edwarda (słynna P.E.I.), jednak opisywane przez Munro krajobrazy mogą się z nią kojarzyć. Akcja opowiadań toczy się z dala od metropolii - kolejny element, który łączy jej twórczość z Montgomery, gdzie nazwy wielkich miast takich jak Montreal czy Toronto były raczej z niechęcią wspominane przez członków wiejskich społeczności. Świat "zapomnianych przez ludzi i Boga" farm i wspólnot protestanckich (niejednokrotnie wyjątkowo surowych w swej obyczajowości) opisywany przez Munro to w moim odczuciu świat porzucony przez Montgomery (która opisywała go w okresie jego rozkwitu w okresie przełomu wieków) ze wszystkimi negatywnymi skutkami obydwu wojen światowych wraz z ogromną zmianą obyczajowości, jaką ze sobą pociągnęły. Seksualność - temat tabu u Montgomery - dochodzi u Munro do pełnego głosu; bohaterki świadome są niewierności swych mężów i nieraz same zdradzają, zapomniane stare panny i porzucone narzeczone prowadzą swoje pełne wspomnień życie na rodzinnych włościach, których adresy wszyscy zapomnieli i nikt nie przysyła już do nich nawet kartek z wakacji. Na prowincji pozostały jednak wciąż uprzedzenia: zaczytana w Dostojewskim i Prouście synowa jest przedmiotem drwin swojej teściowej, a nieliczne sklepy i kawiarnie są wciąż centrum życia kulturalnego małych miejscowości i oczywiście miejscem wymiany najświeższych plotek. Mamy tu również bardzo poruszające opowiadanie o dziewiętnastowiecznej poetce i pisarce, Almedzie Roth, która spokojnie wiedzie oddane swej sztuce życie w odziedziczonym po ojcu domu w środku małego, prowincjonalnego miasteczka. 

Wszystkie opowiadania tego tomu łączy przewijający się motyw pamięci oraz więzów rodzinnych; żadna z postaci nie żyje w oderwaniu od historii, przeszłość zawsze determinuje teraźniejszość i w walce z nią bohaterowie ponoszą klęskę. Nie jestem pewien, czy noblistka Munro może jeszcze uchodzić za autorkę kobiecą, jednak faktem jest, że gros jej bohaterów stanowią kobiety, a w ich historiach bardzo ważną rolę odgrywają relacje z matką - żyjącą bądź martwą, znaną bądź nigdy nieobecną. 

Podczas lektury tych bardzo potoczyście opowiadanych historii przewijała mi się często myśl: "co pozostanie mi po lekturze tej książki?" Często lekkość tych jednak poważnych historii nasuwała mi przypuszczenie, że wrażenia z lektury równie szybko mogą się po prostu ulotnić. Teraz wiem, że z pewnością do Munro powrócę, a wspomnienie jej opowiadań będzie nasuwało mi skojarzenia z piękną i słoneczną wrześniową końcówką lata. 


Na koniec jeszcze pewien cytat, który przytaczam niejako na potwierdzenie słów tłumaczki, Agnieszki. Czy poniższy cytat nie mógłby wyjść równie dobrze spod pióra pisarki z Wyspy Księcia Edwarda powiedzmy jakieś stulecie temu?

"Czytanie stało się manią Barbary", powiedziała kiedyś jego matka z troską w głosie i spytała, czy synowa nie boi się znosić tych wszystkich pożyczonych książek do domu, bo przecież nigdy nie wiadomo, kto trzymał je u siebie wcześniej.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz