Dopisek z dnia 10 stycznia 2022
Poniższy artykuł, wielokrotnie przywoływany i cytowany, przedstawia jedynie hipotezę badawczą, która w wyniku dalszych badań (w tym także innych naukowców, m.in. prof. Piotra Oczki) została odrzucona. Nie jest jego celem arbitralnie stwierdzenie (co mu się zarzuca), iż pod pseudonimem R. Bernsteinowej ukrywała się Janina Bernsteinowa. Pozostawiam go tu jednak w niezmienionej formie, aby mógł dalej służyć za punkt odniesienia w dyskusji nad dorobkiem R. Bernsteinowej i próbach zidentyfikowania tożsamości pierwszej tłumaczki Ani z Zielonego Wzgórza L.M. Montgomery.
*
Kim była Rozalia Bernsteinowa, tłumaczka Ani z Zielonego Wzgórza i Ani z Avonlea, pierwsza osoba, która
zapoznała polskich czytelników z twórczością L.M. Montgomery i spopularyzowała
jej powieści w kraju nad Wisłą? Czy jest to ta sama osoba, która ukrywa się pod
imionami Róży lub Racheli Bernsztajnowej? Czy była Żydówką? Ile znała języków? Wiele
osób zadawało już to pytanie: od lat pojawiają się pytania na forach
dotyczących twórczości Montgomery, poszukiwania rozpoczęła również Agnieszka Maruszewska, prowadząca blog Pokrewne Dusze. To właśnie razem z Agnieszką
zawzięcie tropiliśmy przez ostatnie tygodnie ślady tajemniczej tłumaczki i
wspólnie doszliśmy do wielu ciekawych odkryć. Bardzo dziękuję za tę współpracę
i pragnę jeszcze raz podkreślić, że poniższe odkrycia są owocem naszej wspólnej
– mojej i Agnieszki – pracy.
Ujmując rzecz krótko, aby nie trzymać czytelników w zbyt
wielkim napięciu – osoba o nazwisku Rozalia
Bernsteinowa nigdy nie istniała. Był to pseudonim Janiny Mortkowiczowej, znanej polskiej tłumaczki żydowskiego
pochodzenia, zapamiętanej przede wszystkim jako spolszczycielki Chłopców z Placu Broni Ferenca Molnára, Cudownej podróży Selmy Lagerlöf czy też (już
w latach 30-tych) przygód doktora Dolittle Hugh Loftinga.
A oto w jaki sposób do tego dotarłem. Historia jest długa,
skomplikowana i mroczna...
Rozpocząłem od prześledzenia historii wydawnictw, w której
pojawiały się pozycje tłumaczone przez Bernsteinową, a były to: wydawnictwo
Centnerszwer i spółka, wydawnictwo Jakób (!) Mortkowicz, Towarzystwo Wydawnicze
oraz Księgarnia Michała Arcta. Lektura stron internetowych, zawierających
biografie ojców założycieli tych wydawnictw podsuwa dwie istotne informacje:
trzy pierwsze z wymienionych instytucji to tak naprawdę jedna, która
przechodząc z rąk do rąk kilkakrotnie zmieniała nazwę (jak również tworzyła pod-wydawnictwa,
mówiąc dzisiejszym językiem, placówki "spin-offowe"),
a tworzona i prowadzona była przez grono Polaków żydowskiego pochodzenia, w
przypadku niektórych członków rodziny o zapatrywaniach jak na ówcześnie lata
silnie lewicowych (czyt. komunistycznych). Z kolei wydawnictwo Michała Arcta,
przejęte po jego śmierci przez synów Zygmunta i Jana, to przedsięwzięcie przede
wszystkim komercyjne, a jego założyciele i zarząd wywodzili się z kręgów protestanckich
(pochowani są na cmentarzach ewangelicko-augsburskich).
I tutaj zaczyna się cała historia, bowiem tłumaczenia
Bernsteinowej ukazywały się we wszystkich (lub inaczej, w obu) tych
wydawnictwach. To komplikuje sprawę, ale i tę kwestię można w jakiś sposób
spróbować uzasadnić. Zacznijmy jednak od początku.
Wydawnictwo Centnerszwer i spółka powstało z ramienia małej
sieci księgarni, którą prowadził jego pomysłodawca, Gabriel Centnerszwer, od
roku 1867. Zapamiętane jest ono dzisiaj przede wszystkim z powodu wydania pierwszych
(bardzo cenionych i poszukiwanych, aczkolwiek również zdygitalizowanych)
tłumaczeń dzieł Fryderyka Nietzschego. Zajmowało się ono tematyką filozoficzną,
wychowaniem, ale również – wyjątkowo silnie dyskutowanymi i krzewionymi również
przez środowisko żydowskie w Warszawie – wartościami wychowawczymi i
pedagogicznymi. Z literatury pięknej Centnerszwer wydawał również dramaty i
prozę Stefana Żeromskiego (informacja o tyle ważna, że dzięki znajomości z
Żeromskimi wydawnictwo udało się uratować w okresie napięć na tle rasowym). W
1911 wyszła w tym wydawnictwie Nauka i
metoda autorstwa Henriego Poincaré, tłumaczona przez „czerwonego” działacza
politycznego, Maksymiliana Henryka Horwitza.
Dlaczego jest to ważna informacja? Dlatego, że jego siostrą była właśnie
rzeczona Janina Horwitzowa, po ślubie zaś z Jakubem Mortkowiczem, przyszłym
udziałowcem i w końcu właścicielem wydawnictwa, Janina Mortkowiczowa.
Do spółki z Mortkowiczem Centnerszwer wszedł w roku 1903.
Zanim jednak wydawnictwo zmieniło swą nazwę na Jakub Mortkowicz, w 1904 roku w
serii książek dla młodzieży (elementy wychowawcze były bardzo ważne dla wydawnictwa
na wszelkich etapach działalności) wyszła pozycja Nad dalekim, cichym fiordem autorstwa norweskiej, popularnej
również w Niemczech pisarki Ågot Gjems Selmer. Powieść traktuje o rodzinie lekarza zamieszkałej
w północnej Norwegii, ukazuje głównie ciężkie warunki i niesłabnącą wiarę w
wartości rodzinne. Tłumaczką była Janina Mortkowiczowa. Sequel tej pozycji,
która cieszyła się popularnością (kilka wydań, również wznowienia powojenne i
współczesne) wyszedł już pod egidą Jakuba Mortkowicza w roku 1907 i jako jego
tłumaczka widnieje... Rozalia Bernsteinowa (powieść nosi tytuł Dzieciństwo mateczki, tej z nad dalekiego,
cichego fiordu). Dlaczego wydawnictwo miałoby zlecać tłumaczenie sequelu
powieści innej tłumaczce, skoro od publikacji pierwszej części minęły zaledwie
trzy lata, odniosło ono sukces, a wydawnictwo ma na podorędziu jego tłumaczkę?
Kluczem do wyjaśnienia tej sytuacji jest moim zdaniem właśnie zmiana nazwy
wydawnictwa, które nie chciało, aby na stronie tytułowej widniały dwa te same
nazwiska – wydawcy i tłumaczki. Dochodzi tu jeszcze jeden , bardzo istotny
fakt: w 1907 roku rodzina Mortkowiczów wyrokiem sądu musiała opuścić tymczasowo
Imperium Rosyjskie (na obszarze którego znajdowała się wówczas nasza stolica) z
powodu posiadania przez Jakuba niedozwolonej literatury, w kraju zaś nie mógł publikować niczego pod swoim nazwiskiem. Z tych powodów domniemuję, też Mortkowiczowa
przyjmuje (bądź wprowadza ponownie w użycie) swój pseudonim – Rozalia Bernsteinowa, który pojawia się w kolejnych publikacjach wydawnictwa: również w 1907 – Historia o Cesi sierotce Hansa
Aanruda, w 1913 – Siostrzyczka
rzeczonej Ågot
Gjems Selmer.
W roku 1915 ze względu na kolejne zmiany w zarządzie i
prawodawstwie wydawnictwo Jakub Mortkowicz przeobraża się w Towarzystwo
Wydawnicze. Nazwisko Bernsteinowej w nim się już nie pojawia, przechodzi
natomiast pod egidę Michała Arcta. W 1908 roku wychodzi w jej tłumaczeniu O czterech władcach ziemi Carla Ewalda,
w 1909 również jego Dwunożny ujarzmiciel
sił przyrody (tłumaczenia z duńskiego), w 1911 Przebudzenie się ogrodu Heleny Nyblom (oryginał szwedzki) oraz Ania z Zielonego Wzgórza L.M. Montgomery
(jako autorka podana jest Anna [!] Montgomery), w przyszłości również
kontynuacja, Ania z Avonlea – w roku
1924.
Pojawia się teraz kilka pytań – skąd pomysł na przejście do
wydawnictwa Arcta? Dlaczego pozostaje pseudonim? Jeśli chodzi o pierwszą
kwestię, słuszne wydaje mi się zagadnienie wysokości praw autorskich (Ewald czy
Montgomery to nazwiska na ówczesne warunki głośniejsze i z pewnością „droższe”
niż pozostali pisarze skandynawscy, do tej pory publikowani u
Centnerszwera/Mortkowicza). Dlaczego pseudonim? Dlatego, że Arct nie
opublikowałby w swoim wydawnictwie tłumaczeń żony właściciela konkurencyjnego
wydawnictwa, którego nazwa jednocześnie jest właśnie tym nazwiskiem. Kiedy
Janina chciała wydać w 1903 roku u Arcta swoje dziełko O wychowaniu
estetycznem, wydawca chciał wymusić na niej publikację pod panieńskim
nazwiskiej – Horwitz. To potwierdzałoby tezę, dlaczego u Arcta zaprzyjaźniona z
nim blisko Janina publikowała swoje tłumaczenia pod pseudonimem Rozalii
(wspomina o tym w swojej wspaniałej i godnej polecenia książce wspomnieniowej, W
ogrodzie pamięci, wnuczka Janiny, Joanna Olczak-Ronikier).
Inne zagadnienie: jakimi językami władała nasza tłumaczka? W
pewnością niemieckim (Janina Mortkowiczowa przetłumaczyła Chłopców z Placu Broni nie z oryginału węgierskiego, ale z
tłumaczenia niemieckiego). To by potwierdzało również, dlaczego powieść Gjems Selmer
przetłumaczona przez Bernsteinową nosi tytuł Siostrzyczka (za niemieckim wydaniem autoryzowanym, Schwesterchen), podczas gdy w oryginale
nosi ona tytuł Lillemor (imię
bohaterki). Z niemieckiego moim zdaniem przetłumaczona została Historia o Cesi sierotce (Aarnud również
autoryzował niemieckie tłumaczenie, Sidsel Langröckchen). Nie udało się nam jednak
odnaleźć niemieckich tłumaczeń innych skandynawskich wydawnictw, takich jak Podróż
do morza lodowatego Nielsa Juela-Hansena (zanotowanego również w jednej edycji
jako „Juel-Hausen”) ani Królowej elfów i innych powiastek autorstwa Emmy
Åbom (w polskim wydaniu figurującej jako Emma
Abom). Oba te tytuły występują w katalogach w swoich oryginalnych wydaniach,
tj. duńskim i szwedzkim. Jednak fakt, że nie dokopaliśmy się do niemieckich
wydań tych pozycji w katalogach WorldCat nie oznacza, że nigdy one nie istniały
– pamiętajmy o tym, że katalogi te są niepełne, a w wojennej pożodze spłonęło
mnóstwo książek i nie wszystkie wydania trafiły bezpiecznie do bibliotek w
Stanach Zjednoczonych, skąd pochodzą dostępne dziś w sieci ich skany i
faksymilia. Oczywiście znała również angielski – polskie tłumaczenia Montgomery
wyszły przecież jako jedne z pierwszych na świecie, na długo przed tym, kiedy
kanadyjska pisarka zadebiutowała w innych, wielkich językach. Z kolei
Mortkowiczowa tłumaczyła w latach 30-tych utwory Hugh Loftinga, również z
angielskiego. Wydała również tłumaczenia baśni H.Ch. Andersena (wydane u
Mortkowicza w 1929 roku – jest to jedyny odnotowany przeze mnie przypadek,
kiedy nazwisko tłumaczki pojawia się równocześnie z nazwiskiem jej męża jako
wydawcy – ale to są już późne lata 20-te). Z kolei wspomniane dziełko Juel-Hansena wydane zostało jeszcze w XIX
wieku, w 1897/98 roku, a i tutaj pojawia się jako tłumaczka Bernsteinowa.
Niektórzy pisarze tłumaczeni przez Rozalię Bernsteinową - Ågot Gjems Selmer, Carl Ewald, Hans Aanrud, Helena Nyblom, Lucy Maud Montgomery.
Wybory tłumaczeń wydawnictwa Centnerszwera/Mortkowicza, w
przypadku literatury skandynawskiej (chodzi mi głównie o Gjems Selmer oraz Aanroda) mogły być podyktowane przykładem popularności tych wydawnictw w
Niemczech, gdzie tytuły tych autorów odniosły sukces komercyjny (potwierdzają
to spisane przez Olczak-Ronikier wspomnienia rodzinne). Nie da się jednak tego
samego powiedzieć o wyborach Juela-Hansena czy Emmy Åbom. Inne dzieła tłumaczone przez Bernsteinową
– Carla Ewalda, Heleny Nyblom – również dostępne były w języku niemieckim w
momencie publikacji wersji polskich. Tradycja tłumaczeń baśni Andersena (z
duńskiego), ale również dramatów Henrika Ibsena (z norweskiego) i Augusta
Strindberga (ze szwedzkiego) na przełomie wieków również wskazywała
autoryzowane przekłady niemieckojęzyczne (dla przykładu, zanim Andersen został
doceniony i zyskał sławę w swojej ojczyźnie, Niemcy i Anglicy już go znali i
zaczytywali się w jego baśniach). To właśnie kierunek skandynawski, jak również znajomość niemczyzn, oprócz kwestii wspólnych wydawnictw, łączą Mortkowiczową z
Bernsteinową. To jednak nie wszystko.
Istniała bowiem jeszcze jedna postać o nazwisku Bernsteinowa,
mianowicie Julia Unszlicht-Bernsteinowa. Również na jej temat, niestety, nie
można znaleźć na chwilę obecną zbyt wielu informacji. Wiemy, że działała w
wielu organizacjach żydowskich, takich jak działające w latach 1905–1908 w
Warszawie Stowarzyszenie Kursów dla Analfabetów Dorosłych, jej nazwisko (obok
niejakiego Bernarda Bernsteina – męża?) widnieje również na liście członków
Warszawskiego Żydowskiego Stowarzyszenia Ochrony Kobiet (jako
Bernsteinowa-Unszlicht). I tutaj zaczynają się schody. Co wspólnego miała ta
postać z postacią Mortkowiczowej? Otóż również bardzo wiele. Przede wszystkim,
co wydaje się informacją najważniejszą, zainteresowana była kwestiami oświaty,
pedagogiki, wychowania młodzieży. W roku 1907 nakładem Księgarni Naukowej (był
to "spin-off" wydawniczy Mortkowicza) wydała
dziełko pt. Organizacje oświaty
powszechnej w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej w zarysie. Ta
informacja naprowadziłaby na osobę, która mogła zapoznać środowisko wydawnicze
z twórczością Montgomery, której nie znały wydawnictwa niemieckie, z których
przykładu do tej pory korzystano. Można potwierdzić, że Bernsteinowa korzystała
z wydania amerykańskiego Ani z Zielonego
Wzgórza wydawnictwa Page. Druga kwestia – Unszlicht-Bernsteinowa również
wydawała w obu wydawnictwach, Centnerszwera/Mortkowicza oraz Arcta. Razem ze
słynną lewicową działaczką na rzecz oświaty, kwestii żydowskiej i wielu innych, Stefanią Sempołowską, u Centnerszwera wydawała od 1907 roku serię Dla przyszłości – czytania dla młodzieży, jak również (w tym samym roku) Po pracy – czytania dla dorosłych, u
Arcta zaś (również od 1907 roku) Pierwszy
zbiorek powiastek, opowiadań, wierszyków i ćwiczeń dla dzieci od lat 7-miu do
9-ciu (pozycji tych ukazało się kilka tomików, a co ciekawe, to wydanie z
1907 było reedycją wydania z 1897 z wydawnictwa Gebethner i Wolff). Coraz
więcej tych samych dat!
Sama Sempołowska, również u Mortkowicza, wydała własne
opracowania, m.in. istotną Reformę
szkolną 1862 roku. I nowe pytanie: co łączy postać tłumaczki Mortkowiczowej
(według mojej teorii, vel Rozalii Bernsteinowej) z Julią Unszlicht-Bernsteinową?
Otóż: przyjaźń i współpraca ze Stefanią Sempołowską!
W Towarzystwie Wydawniczym (czyli wcześniej
Centnerszwer/Mortkowicz) Stefania Sempołowska z występującą już pod swoim
własnym nazwiskiem Janiną Mortkowiczową wydaje całą serię książeczek oświatowych:
od roku 1922 cykl W szkole i w domu:
czytanki [cz. 1. – Wakacje, cz. 2. – Bociany, aż do cz. 9. - ... Rewolucja listopadowa!]), w 1923 – Jak to ze lnem było.
Ponieważ Julia Unliszcht-Bernsteinowa pod tym właśnie
nazwiskiem figuruje na listach oficjalnych stowarzyszeń, uznaję, że osoba taka
istniała naprawdę i nie jest to pseudonim. O Janinie Mortkowiczowej informacji
mamy bardzo wiele; o Rozalii Bernsteinowej – prawie w ogóle. Wszystkie łączy
znajomość ze Stefanią Sempołowską, wszystkie pochodzą ze środowisk żydowskich i (przynajmniej częściowo) komunizujących, wszystkie łączyła praca dla tych samych (żydowskiego i
protestanckiego) wydawnictw warszawskich. Możliwe, że były to trzy różne
kobiety, które niewątpliwie się znały. Możliwe, że fizycznie istniały tylko
dwie (Unszlicht-Bernsteinowa i Mortkowiczowa). Możliwe również, że chodzi o
jedną i tę samą osobę, która dla różnych rodzajów działalności używała różnych
imion (zauważmy, że ich nazwiska łączą się jedynie z Sempołowską, nigdy zaś nie
mamy mariażu Bernsteinowej [ani Rozalii, ani Julii Unszlicht] z Mortkowiczową).
Jest jeszcze jeden trop. W tajnej szkole Stefanii
Sempołowskiej pracował Janusz Korczak (Henryk Goldszmit), którego prace również
wydawał na samym początku XX wieku Centnerszwer. To kolejna prominentna i znana
osoba z tego kręgu. Wszystkie wymienione tu tytuły, organizacje jak i postaci
łączy również wspólna "sprawa" –
edukacja, wychowanie, oświata. W końcu we wszystkich pochlebnych recenzjach Ani z Zielonego Wzgórza właśnie te
wartości były chwalone. A Janina Mortkowiczowa wydała
w 1928 – oczywiście w Towarzystwie Wydawniczym – swoje dziełko zatytułowane Anulka, czyli osiem lat życia dziewczynki,
zainspirowane obserwacjami kilku lat rozwoju
własnej córki, Hanny.
Muszę tutaj jeszcze raz wyraźnie zaakcentować, że dotarcie do
powyższych informacji i połączenie ich w spójną (mam nadzieję) całość nie
byłoby nigdy możliwe, gdyby nie współpraca i setki wymienionych wiadomości
między mną a Agnieszką Maruszewską.
Oboje szukaliśmy fachowej literatury i wspomnień o powyższych osobach,
docieraliśmy do drzew genealogicznych interesujących nas rodzin, godzinami
penetrowaliśmy katalogi wydawnicze, Agnieszka wytrwale tworzyła zestawienia
tabelaryczne wszystkich wydań związanych z osobami Janiny Mortkowiczowej,
Rozalii Bernsteinowej i Julii Unszlicht-Bernsteinowej. Była to wyjątkowo
wciągająca i z pewnością pasjonująca przygoda, i mamy oboje nadzieję, że nasze
starania nie pójdą na marne.
Rozalia Bernsteinowa znaczy w zasadzie „bursztynowa róża”...
Imię i nazwisko wspaniale nadające się na pseudonim literacki. Kim była? Kto
się za nim ukrywał? Dlaczego właśnie takie wybrała sobie nazwisko? Czy
pochodziła z rodziny związanej z tymi Bernsteinami od działaczki Julii
Unszlicht? Czy był to może „siostrzany” trybut? Jedno jest pewne – dociekania
te przynajmniej rzucają nowe światło na społeczność, w której żyła i pracowała
tłumaczka Ani z Zielonego Wzgórza. Czy
jej zapatrywania lewicowe mogłyby np. tłumaczyć, dlaczego ostatnie zdanie
powieści, które brzmi „God's in his Heaven,
all's right with the world!” przetłumaczyła jako „Życie jest piękne”? W końcu ostatni
fragment powieści, mówiący o szczęściu osiągniętym poprzez ciężką pracę oraz w
otoczce cennej przyjaźni w zasadzie przedstawia rewolucyjną w charakterze
figurę self-made man. Po co do tego
wszystkiego mieszać jeszcze Boga, nawet jeśli jest to cytat poety tak uznanego jak
Robert Browning (1812–1889)?
Dwie wielkie damy minionej epoki - Janina Mortkowiczowa i Stefania Sempołowska.
Jeśli Rozalia Bernsteinowa to Janina Mortkowiczowa, to postaci tej polszczyzna zawdzięcza wyjątkowo wdzięczne (i niewierne!) spolszczenia tytułów powieściowych: Ferenc Molnára - Chłopcy z Placu Broni (zamiast dosłownie "Chłopcy z ulicy Pawła") i Ania z Zielonego Wzgórza (zamiast "Ania z Zielonych Szczytów/Dachów").
Janina (Żaneta) Mortkowicz, z domu Horwitz, urodziła się 20 października 1875 w Warszawie, zmarła 27 grudnia 1960 w Krakowie. O swej babce wspomina Joanna Olczak-Ronikier, która spisała dzieje rodziny Mortkowiczów w książce zatytułowanej W ogrodzie pamięci (2001).
Bardzo to wszystko ciekawe,dziekuje !
OdpowiedzUsuńEwa
Tak trochę upierdliwie: to jednak był Centnerszwer. A poza tym, to ciekawa hipoteza, ciekawe, czy Joanna Olczak-Ronikier by ją potwierdziła, o ile zna ten aspekt biografii swojej babci.
OdpowiedzUsuńMoże upierdliwe, ale słuszne: tak, Centnerszwer. Raz zapamiętane źle nazwisko i potem powieliłem ten błąd. Jeśli chodzi o panią Joannę, to również przyszło nam to na myśl. Jednak ona w swoich wspomnieniach pisze o tym, że kiedy jeszcze żyła jej babcia, oddalała od siebie wszelką tematyką związaną z ich działalnością wydawniczą czy historią rodzinną - zaczęło ją to interesować dopiero w bardzo dojrzałym wieku. Oczywiście, jest duże prawdopodobieństwo, że znała ten fakt, jednak w książce nic o nim nie nadmieniła.
UsuńPrzy okazji ściągnąłem z półki "Pod znakiem kłoska" Hanny Mortkowicz-Olczakowej, ale i tu Bernsteinowa występuje wyłącznie jako nazwisko w bibliografii.
UsuńOtóż to, żadna pozycja wydawnicza nie wnosi nic nowego na temat tej osoby, jakby była to jakaś zmowa milczenia.
UsuńNosz kurczę, a ja parę miesięcy temu obroniłam licencjat w którym opisywałam Rozalię (tyle, ile udało mi się znaleźć). Dobrze się to czyta - choć żałuję, że nie dowiedziałam się o tym rok temu!
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe! Czy możesz powiedzieć coś więcej na ten temat? Czego dotyczyła praca licencjacka? I do jakich informacji udało Ci się dotrzeć?
UsuńPisałam o Montgomery, w praktycznej części porównywałam trzy tłumaczenia jej książki, w teoretycznej opisywałam historię jej tłumaczeń (i wydań) w Polsce. Znalazłam tyle, co zawarłeś w poście - o kilku językach, o Annie Montgomery, o zielonych szczytach. O, dodałam coś jeszcze o tym, w jaki sposób tłumaczyła, polonizując książkę - zamiany typu ksiądz/pastor, dworek/farma. Powiem szczerze, nic fascynującego ;)
UsuńTo są bardzo ciekawe badania i właśnie ta świadomość polonizacji treści książki wywołuje do dziś kontrowersje, gdyż jest ona regularnie wznawiana. Powstaje też pytanie, czy ten zabieg nie zapewnił książce w naszym kraju tak niebywałego sukcesu.
UsuńNie jestem może jako fanka Montgomery zbyt obiektywna - uważam, że nie. LMM poradziła sobie świetnie w wielu innych krajach (i w sumie radzi sobie nadal). Owszem, to jest dobre tłumaczenie, może nawet jak na tamte czasy świetne, choć nie pozbawione błędów. (Sama spierałabym się, czy "gables" było popełnione naumyślnie, czy nieświadomie). Inny spory minus - Montgomery nafaszerowała książkę nawiązaniami do m. in. Biblii i wierszy swoich ulubionych poetów, a B. rzeźnicko wycięła je chyba co do ostatniego. Fakt, że było to bardzo kreatywne tłumaczenie (np. zamiana Racheli na Małgorzatę, by uniknąć skojarzeń z Żydami), ale ciężko mi powiedzieć, czy bez tych pomysłów Ania nie odniosłaby sukcesu.
UsuńNatomiast jeśli chodzi o regularne wznowienia, zdaje mi się, że jest to głównie kwestia bezpłatnej pracy - poza tym w ciągu ostatnich kilku lat mieliśmy całkiem sporo nowych tłumaczeń.
Kamodraczek!
UsuńMogłabym dostać do Ciebie kontakt? Chciałabym zająć się sprawą Rosalii, porozmawiać z Tobą na temat pracy licencjackiej. Robię małe śledztwo dla Biblioteki Narodowej w Warszawie. Kontakt do mnie: zula.poznanska@gmail.com, numer telefonu: 519 188 297, fb: Zula Poznańska
Dziękuję z góry za odpowiedź.
Jest jeszcze jedna ciekawa zagadka. Mam dwa wydania "Ani z Avonlea" Jedno - z roku 1957 tłumaczyła Janina Zawisza-Krasucka. Drugie, z roku 1990 - Rozalia Bernsteinowa. Oba wydania są Naszej Księgarni. No więc dwie osoby tłumacza, ale - tłumaczenie identyczne! Bez wątpienia jest to ten sam tekst, to samo tłumaczenie. Czemu więc inne osoby wpisane w przekład? Ot, kolejna zagadka.
OdpowiedzUsuńZauważyłem to samo w momencie, kiedy nabyłem wydanie z 1957 roku, gdzie właśnie figuruje jako tłumaczka Janina Zawisza-Krasuska. Dyskutowałem o tym również z Agnieszką Maruszewską, która porównała tłumaczenie z tego wydania z przedwojennym, sygnowanym przez Bernsteinową. Mamy podejrzenie, że pani Zawisza-Krasucka mogła jedynie dokonać przeglądu starego tłumaczenia, gdyż wprowadzono pewne, jednak nieznaczne zmiany, natomiast informacja o tym, jakoby to ona była tłumaczką, jest przeoczeniem lub jawną pomyłką redakcji tego wydania. Niestety dyskredytującego wkład Rozalii Bernsteinowej.
UsuńLiczę też na wpis o Zawiszy-Krasuckiej!
OdpowiedzUsuńPrzyszykowujemy się (wspólnie z Agnieszką Maruszewską) również do niego!
UsuńPonieważ Julia Unliszcht-Bernsteinowa pod tym właśnie nazwiskiem figuruje na listach oficjalnych stowarzyszeń, uznaję, że osoba taka istniała naprawdę i nie jest to pseudonim. - jej nekrolog informujący o śmierci w dniu 15 grudnia 1914 roku możemy znaleźć w Nowej Gazecie (serwis Polona).
OdpowiedzUsuń