O tej małej, staroświeckiej powiastce pisała L.M. Montgomery
w swoim dzienniku – według wpisu z 24 października 1889 (czwartek) przeczytała
ona pożyczony jej przez Nate’a, bratanka doktora Lockharta, egzemplarz tej książki...
pod szkolną ławką. Tak odnotowała to wydarzenie w wieku 15 lat:
Nate przyniósł mi
dzisiaj „Ondynę” i czytałam ją pod ławką, podczas gdy panna Gordon myślała, że
uczę się historii. Była rozkoszna – „Ondyna” oczywiście, a nie historia.
Jeszcze nigdy nie nazwałam historii „rozkoszną”! Kocham książki. Mam nadzieję,
że kiedy dorosnę, będę ich miała bardzo dużo.
(Cytuję za pierwszym tomem pamiętników L.M. Montgomery,
wydanych przezw 1998 roku przez Naszą Księgarnię, a tłumaczonych przez Ewę
Horodyską. W polskim wydaniu tytuł pojawia się w formie Undyna, poprawka jest więc mojego autorstwa).
Opublikowana po raz pierwszy w 1811 romantyczna baśń Undine autorstwa Friedricha de la
Motte-Fouquégo bardzo ją poruszyła, czemu nie można się zresztą dziwić – wiele
dekad wcześniej zainspirowała ona Hansa Christiana Andersena do napisania jego
najpiękniejszej baśni, Małej syrenki
(Den Lille Havfrue, 1836).
Mało kto zresztą wie, że ta królowa baśni wielkiego Duńczyka
czerpała z wcześniejszych opracowań wątku niemożliwej miłości pomiędzy
przedstawicielami różnych gatunków – nimfy wodnej i człowieka; kilka lat temu
popełniłem nawet artykuł, w którym spróbowałem pokrótce odwzorować ścieżki tych
zapożyczeń.
Ondyna, mimo
niekwestionowanej roli, jaką odegrała dla XIX-wiecznej literatury, nie znalazła
się niestety ani w światowym, ani nawet w niemieckojęzycznym kanonie wielkich
dzieł romantycznych. Warto jednak po nią sięgnać. Akcja tej baśni rozgrywa się
na terenach naddunajskich w mrocznych wiekach średnich, w których odważni
rycerze poszukiwali przygód w tajemniczych lasach. Protagonista historii,
przystojny Huldbrand, zostaje uwięziony przez wezbrane wody rzeki na
zamieszkałej przez małżeństwo rybaków wyspie. Szybko zakochuje się w uroczej
Ondynie, przygarniętej przez parę sierocie, która pewnej nocy pojawiła się
przed ich drzwiami wkrótce po tym, gdy w wodach Dunaju utopiła się ich własna
córka. Po ślubie Huldbranda i Ondyny wody wreszcie opadają i pozwalają im wyruszyć
do miasta rycerza. Jak potoczą się losy naiwnej i przekonanej o zbawczej mocy
prawdy Ondyny w szerokim świecie? Co wspólnego mają tajemnicze okoliczności zniknięcie
córki rybaków i przybycia małej Ondyny, kapryśne zachowanie rzeki oraz
Bertalda, zakochana w Huldbrandzie córka pary książecej na zamku? Jeśli znacie Małą syrenkę Andersena, z pewnością się
już domyślacie.
W Polsce Ondyna
ukazała się po raz pierwszy dokładnie w stulecie wydania niemieckiego, w roku
1911 w wydawnictwie E. Wende i s-ka w serii Muzy: Biblioteka literacko-artystyczna.
Spolszczył ją zasłużony popularyzator literatury niemieckojęzycznej w Polsce,
Artur Górski, który opatrzył to wydanie również szkicem historycznym. Swoje
wydanie zakupiłem dobrych parę lat temu w antykwariacie internetowym w formie
luźnych kartek, bez okładki, oddałem je więc do introligacji (stan obecny można
zobaczyć na zdjęciach poniżej. Zdjęcie okładki pochodzi z internetu).
Zanim natrafiłem na informację, że Ondynę czytała Montgomery, w roku szkolnym 2014/2015 wybrałem ją na
lekturę dla moich uczniów w programie matury międzynarodowej IB z języka
niemieckiego. Byłem ciekawy, jak tę romantyczną, nieco staroświecką historię
odbiorą dzisiejsi nastolatkowie. Wrażenia były zróżnicowanie – dla niektórych
była niestrawna, inni dostrzegli w niej prototyp współczesnych powieści
fantasy. Jeden z uczniów w wypracowaniu semestralnym przyrównał jej fabułę do
scenariusza filmu Avatar (2009)
Jamesa Camerona.
Dopisek z dnia 12 kwietnia 2018
Ukończona zaledwie przed dwoma dniami ponowna lektura wydanych po polsku Pamiętników L.M. Montgomery (pierwszego tomu wybranych zapisków z lat 1889–1910, opublikowanego w 1998 roku przez Naszą Księgarnię w dwóch odrębnych tomach zatytułowanych Krajobraz dzieciństwa i Uwięziona dusza [tłum. Ewa Horodyska]) przyniosła mi małe zaskoczenie w odkryciu drugiej, pochodzącej już z 1900 roku (a więc napisanej 11 lat po pierwszej) notatki o Ondynie, którą wcześniej pominąłem - przytaczam ją więc poniżej w całości.
Dopisek z dnia 12 kwietnia 2018
Ukończona zaledwie przed dwoma dniami ponowna lektura wydanych po polsku Pamiętników L.M. Montgomery (pierwszego tomu wybranych zapisków z lat 1889–1910, opublikowanego w 1998 roku przez Naszą Księgarnię w dwóch odrębnych tomach zatytułowanych Krajobraz dzieciństwa i Uwięziona dusza [tłum. Ewa Horodyska]) przyniosła mi małe zaskoczenie w odkryciu drugiej, pochodzącej już z 1900 roku (a więc napisanej 11 lat po pierwszej) notatki o Ondynie, którą wcześniej pominąłem - przytaczam ją więc poniżej w całości.
Niedziela, 7 października 1900
Cavendish, W. Ks. Edwarda
(...) Po południu powtarzałam „Ondynę”
– tę rozkoszną idyllę. Czytałam ją przed laty, jeszcze jako nastolatka. Nate
dostał tę książkę – niewielki tomik – od wuja, znawcy literatury. Pewnego dnia
przyniósł ją do szkoły i przeczytałam książkę w całości pod ławką, w uroczym,
zacisznym, starym kąciku „w tylnym rzędzie”, tak sprzyjającym tego rodzaju
zajęciom. Niewątpliwie powinnam była wtedy zgłębiać historię Anglii lub
geografię – lecz o historii zapomniałabym wkrótce, a „Ondyny” nie zapomniałam
nigdy. Gdy ją skończyłam, złożyłam uroczystą przysięgę, że kiedyś, w jasnej,
pięknej przyszłości – wówczas byłam przekonana, że będzie jasna i piękna –
zdobędę tę ksiażkę na własność. Przedwczoraj w Ch’Town zajrzałam do księgarni
Cartera – gdzie zapach książek i świeżych czasopism jest jak słodkie kadzidło
dla moich nozdrzy – i ujrzałam przepiękne wydanie „Ondyny” w białej oprawie ze
złoceniami. Zapłaciłam bez szemrania, zabrałam książkę do domu i przeczytałam,
stwierdzając ku swemu zachwytowi, że jej urok jest równie silny jak przed laty,
kiedy to w małym, białym budynku szkolnym czytałam ją pod starym, pociemniałym
stolikiem, ona zaś otwierała przede mną drogę ku Ustronnej Łące i odkrywała przed
mymi zachwyconymi oczyma świat wyobraźni. To właśnie jest prawdziwa próba dla
klasyki. Musi zadowalać czytelnika w każdym wieku, od dziecka do starca. (...)
Po ostatnich zdaniach Maud aż chce się powiedzieć: "Amen" :)
OdpowiedzUsuńTo prawda! I jak wspaniale by było, gdyby zachwyty nad jakimś tytułem były nieprzemijające; sama Maud przyznawała, że sięgając ponownie po jakąś lekturę dzieciństwa pozbawiała się młodzieńczych złudzeń. Ten strach towarzyszy zapewne wielu z nas...
Usuń